Jak
skutecznie unicestwić
naród
Pod
tym tytułem
("Comment
liquider proprement un peuple"),
Julien Jauffret, publicysta znakomitego tygodnika francuskiego
Minute,
przedstawił nie receptę, tylko realny proces dokonujący się we
Francji mniej więcej od 1968 r. (n° 2716 z 29 kwietnia 2015).
Całą Francję, jak pisze
Jauffret, ogarnął histeryczny śmiech, kiedy w połowie kwietnia
zostały opublikowane nowe programy szkolne.
Niech,
dla pełnego efektu, Czytelnik zachowa poważny
wyraz twarzy i zacznie się cieszyć dopiero o parę linijek niżej
(powaga wróci
sama).
Oto
autentyczne
przykłady
sformułowań
w ministerialnej nowomowie, z towarzyszącymi
wyjaśnieniami
w języku
ludzi normalnych (pamiętamy, że rządy we Francji są obecnie sprawowane przez socjalistów):
- "pokonywanie wody w równowadze poziomej poprzez przedłużone zanurzenie głowy" (chodzi o pływanie)
- "poruszanie się w środowisku wodnym głębokim i standaryzowanym" (pływanie w basenie)
- "staranie się o wygraną w walce przy użyciu piłki lub elementu latającego" (granie przy użyciu rakiety)
- "rozwijanie prędkości" (bieg)
- "uczeń jest zaproszony do zwycięstwa nad przeciwnikiem w drodze wymuszenia nad nim przewagi cielesnej symbolicznej i skodyfikowanej" (uczeń walczy, aby wygrać)
- "otwarcie się w kierunku kogoś innego i na zewnątrz" (uczenie się języka obcego)
- "w ramach studiowania języka, (dziecko) obserwuje zdania i wyciąga wnioski na temat reguł" (dziecko przygląda się zdaniom i odgaduje reguły gramatyki, które kiedyś musiało opanować pamięciowo)
- "stworzenie przekazu ustnego lub pisemnego" (odpowiedź ustna lub napisanie wypracowania)
"Wszystkie
twarze poweselały",
jak nieodmiennie powtarzał
mój
wuj abstynent po każdej pierwszej kolejce przy świątecznym
stole. Ten sam efekt w odniesieniu do Francuzów
zauważa
Jauffret, ale dodaje, że ironia jest wprawdzie objawem zdrowia
psychicznego, ale staje się niestety rodzajem parawanu, za którym
nie przestają pracować środowiska zdecydowane ukryć
w programach szkolnych swoje pragnienie oderwania edukacji od rzeczywistości.
Na
pierwszy rzut oka, bez sięgnięcia
po
butelkę, czyli, jak pewnie woleliby neo-pedagodzy, bez sięgnięcia
po
"jednolicie cienkie szkło
zamykające
zwężającą się
do góry przestrzeń,
wypełnioną
płynem
euforyzującym",
nie da się
tego pojąć.
Na drugi rzut oka pojąć
już
się
da:
Duch
pedagogicznych majaczeń nie jest nowy - "nauka nie powinna
odtąd polegać na tępym gromadzeniu wiedzy, a powinna stać się
czynnikiem
ogólnych postępów osoby".
Zamiast prawd ustalonych, mają
być
wykładane
różne aspekty życia społecznego, a sama szkoła powinna zastąpić
rodzinę
i stać się "miejscem
do życia" (lieu de vie). Uczeń winien zostać wyzwolony od tradycyjnych uzależnień, a w
szczególności od swojego ojczystego języka, oskarżanego o bycie środkiem dominacji.
Dziwne? Otóż
neo-pedagodzy spod znaku liberałów socjalistycznych i wykręconych na lewo chrześcijan, podzielają majaczenia zmarłego
30 lat temu filozofa Michela Foucault i za nim uważają, że reguły
języka ojczystego wpisują się w logikę tresury i są
narzędziem
kontroli mentalności i zachowań. Zgodnie z poglądami uczniów
pracowitego homoseksualisty, posłuszeństwo
regułom
ortografii i gramatyki prowadzi do respektu dla norm ogólnych. A więc,
żeby skutecznie zabrać się za obalanie burżuazyjnego porządku
społecznego, trzeba najpierw zniszczyć jego szkolny filar w postaci
ortografii, gramatyki i dyktanda. Nad realizacją tego dzieła
francuska edukacja narodowa skupia się od 1981 roku, kiedy na
prezydencki stołek wspiął się socjalista Mitterrand.
Wyniki są
znakomite - 20 % uczniów kończy szkołę
podstawową (école élémentaire) jako analfabeci, a 40 tysięcy
młodych ludzi w wieku 17 lat opuszcza system edukacyjny nie umiejąc ani czytać,
ani pisać.
Aktualnym
ministrem edukacji jest nadzwyczaj postępowa Najat
Vallaud-Belkacem. Ta
Marokanka z pochodzenia przejęła
funkcję
z rąk Vincenta Peillona, którego ojciec był jednocześnie
bankierem i komunistą, a matkę wydała rodzina Żydów alzackich tak dla postępu zasłużona, że jej
członków wystarczyłoby na niejeden kraj średniej wielkości.
O aktualnej
minister - w zgodzie z definicją konia z Nowych Aten - nie muszę mówić, ale powstrzymać się od pewnego cytatu nie potrafię.
Tak oto powiada Peillon w jednym ze swoich dzieł (Une religion pour la
République : La foi laïque de Ferdinand Buisson, Vincent Peillon,
éd. Seuil, 2011, p. 277):
Wszelka
operacja, zgodnie z przekonaniami laickimi, musi polegać na takiej
zmianie natury religii, Boga i Chrystusa, aby definitywnie zrównać z ziemią Kościół. Nie tylko Kościół Katolicki, ale każdy Kościół i
każdą ortodoksję.
I już robi
się jaśniej.
Edukacja
narodowa (nad którą jawnie czuwa francuska lewica, a mniej jawnie
Unia Europejska i Rząd Światowy, bez względu na to, czy pod tym
ostatnim lepiej podpisuje się Klub Bilderberg, Komisja
Trójstronna, amerykańska Rada Stosunków Zagranicznych czy, krótko, światowa żydomasoneria), przewiduje ponadto praktyczny koniec nauczania greki
i łaciny, wykładu kultury ogólnej i klas dwyjęzycznych, mających
charakter niedopuszczalnie elitarny.
Prawdziwą
ofiarą neo-pedagogicznego delirium jest jednak historia. Przedmiotem
obowiązkowym w szkole średniej ma stać się islam, podczas gdy
nauczanie chrześcijaństwa średniowiecznego ma przybrać charakter
fakultatywny. Z tym dodatkowo, że wykładowcy będą
mieli obowiązek akcentowania "wszechwładzy
Kościoła nad społecznością wiejską".
Historia jako
przedmiot ma stać się w ogóle raczej fakultatywna, pozostawiając
charakter obowiązkowy wyłącznie takim tematom jak niewolnictwo,
kolonizacja i kolaboracja w czasie II wojny światowej. Inaczej
mówiąc, absolwenci szkół średnich wejdą w życie z poczuciem
wstydu wobec własnej historii i dumy wobec historii obcych.
Jak w tej
nienawiści do siebie samych nie widzieć posuniętego do
paroksyzmu pedagogiki, mającej towarzyszyć "wielkiej
wymianie społeczeństwa"?
Jauffret
stawia to pytanie i natychmiast cytuje François Waaga, który w
swojej Historii
Alzacji
powiada:
"W
celu zniszczenia narodu trzeba zacząć od pozbawienia go pamięci.
Niszczy się więc jego książki, kulturę i historię. A później ktoś inny pisze temu narodowi inne książki, tworzy mu inną
kulturę i wymyśla mu inną historię.
Od tego momentu naród zaczyna
zapominać kim jest i kim był. A świat wokół niego zapomina
jeszcze szybciej niż on."
W tej chwili ciarki przebiegają zarówno po
mojej francuskiej, jak i polskiej skórze. Kto obserwuje wyczyny
naszej edukacji narodowej (mam na myśli naukę historii i wybór
lektur szkolnych), może odnieść
wrażenie, że te wszystkie dyrektywy nie przypominają kropli deszczu z
przypadkowych chmur, popychanych przez swobodny wiatr, który wieje
kędy chce.
Trzeba tu wrócić do coraz bardziej popularnej we Francji
teorii na temat wspomnianej "wielkiej wymiany społeczeństwa"
(Le grand remplacement). Pojęcie
to wprowadził w 2010 roku pisarz Renaud Camus. Według niego, na
skutek masowej imigracji i różnic w płodności, "mniejszości
widzialne" (w szczególności czarna i arabska) próbują i dalej będą próbowały osiągnąć we Francji większość. Proces ten miałby prowadzić do stopniowego zastąpienia rdzennego społeczeństwa przez nowoprzybyłych. Oznaczałoby to koniec Francji
jako narodu europejskiego.
Nie
warto dyskutować z faktami - do takiej wymiany, czy raczej
podmiany, wyraźnie dochodzi i powstaje tylko pytanie, kto i z jakich
powodów tego chce. Nie ma dzisiaj kraju europejskiego, w
którym podobnego zjawiska nie dałoby się zaobserwować. A jeśli jego
natężenie jest nierówne, to tylko dlatego, że niektóre kraje są
mniej atrakcyjne w kwestii warunków życia oferowanych imigrantom.
Co
na początku było objawem obojętności przedsiębiorców
na sprawy narodowe i polegało na masowym sprowadzaniu taniej siły roboczej, to później stało się konsekwentnym importem lewicowego elektoratu. Jak się okazuje, jest to zarazem sposób na
zawładnięcie światem przez te sfery międzynarodowe, które w dużym
skrócie można określic mianem trockistowsko-finansowych, a które
lubią prezentować się pod sztandarami
libertariańskimi i neokonserwatywnymi.
Jeden z ojców Unii Europejskiej, autor pomyslu na jej hymn i godło, hr. Richard Nikolaus de Coudenhove-Kalergi tak
m.in. pisał w 1925 r. w swoim "Praktycznym idealizmie"
(Praktischer Idealismus):
"Człowiek
w dalszej przyszłości będzie mieszańcem.
(...) Ta
euroazjatycko-negroidalna rasa przyszłości, podobna zewnętrznie do
egipskiej, zastąpi różnorodność ludów różnorodnością
osobowości.
(...)
Tylko żydowscy
przywódcy socjalizmu są dzisiaj w stanie zniszczyć grzech pierworodny kapitalizmu, wyzwolić
ludzkość od niesprawiedliwości, gwałtu i zależności, a świat
pozbawiony grzechu przemienić w raj ziemski. [patrz strona 27
oryginału]
(...)
Europejscy
ludzie ilości i żydowscy ludzie jakości"
Cytaty,
w polskim tłumaczeniu, pochodzą z artykułu "Rasistowskie i
hegemoniczne korzenie
Ideologi
Unii Europejskiej"
(http://balder.org/judea/Hrabia-Ryszard-Mikolaj-Coudenhove-Kalergi-Praktyczny-Idealism-Wieden-1925-PO.php).
Zachodząca
na naszych oczach, nieznana dotąd w historii świata wędrówka ludów
nie ma bynajmniej charakteru niewinnie demograficznego. Ta masowa
migracja zostawia za sobą ślady, które prowadzą w różnych
kierunkach, przecinają się, tracą zapachy... i tylko zimna krew i
logika pozostają do dyspozycji ludzi, którzy wzdrygają się na
myśl o jej skutkach.