La vraie éloquence consiste à dire tout ce qu’il faut, et à ne dire que ce qu’il faut. (La Rochefoucauld)
Prawdziwa elokwencja polega na tym, żeby powiedzieć wszystko co trzeba i nie więcej niż trzeba.



21 grudnia 2010

Chwila szczęśliwego zamyślenia...













Bóg się rodzi, moc truchleje 
Pan niebiosów - obnażony
Ogień - krzepnie
Blask - ciemnieje
Ma granice - nieskończony.








Martin Schongauer 1480



Skąd bierze się w naszej świątecznej sytości ta potrzeba przerwy na chwilę zamyślenia...


Ile rzeczy miało się spełnić po tym dniu, kiedy posłuszna Bogu dziewczyna Maria urodziła Jezusa.
Światłość ze światłości.
Syna Bożego zrodzonego przed wszystkimi wiekami.
Który stał się człowiekiem.



*



Życzę wszystkim szczęśliwego nowego Roku 2011.

20 grudnia 2010

Czy Papież był nieuważny (2)










Artykuł "Czy Papież był nieuważny" zamieściłem równolegle na stronie Prawica.net.
Wzbudził on tam spore i "uczciwe" zainteresowanie - miał 181 komentarzy i w całości 1735 wejść .
Zostałem zachęcony bądź zmuszony do kilku odpowiedzi.

Dzisiaj zdałem sobie sprawę, że w tych odpowiedziach udało mi się (mam nadzieję) lepiej pokazać intencje, które mną kierowały, gdy pisałem Czy Papież był nieuważny (1), oraz ukazać te niuanse mojego poglądu na sprawy dotyczące surowej, betonowej celi z pergaminami na temat VI przykazania, które wielu czytelnikom nie wydały się tak wyraziste, jak mnie samemu.
Oto kilka z nich, w całości lub we fragmentach:

( 1 ) Odpowiedź udzielona p.Z.

Prokreacja, czy uprawianie seksu....
Panie Z., wymyślę dla Pana pewną scenę, a wierszowany dialog zaczerpnę z literatury (w jednoaktówce nie będzie ani jednego elementu nierzeczywistego):
W alkowie panuje półmrok. Na stoliku nocnym pali się świeca, dla powagi sytuacji przypominająca gromnicę.
Ze skrzyżowanymi nogami leży matka rodu, przykryta starannie prześcieradłem z wyciętym na wysokości łona otworem. Atmosfera jest podniosła. Zbliżający się w nocnej koszuli ojciec rodu zatrzymuje się i chrapliwym głosem wyjaśnia z czym przyszedł:
Nie gwoli swawoli,
lecz gwoli rodzaju ludzkiego pomnożenia,
użycz mi waśćka swego przyrodzenia!  
Matka Polka, świadoma powierzonej jej roli, akceptuje:
W imię Ojca i Syna,
niech waćpan zaczyna!
Reprodukcja bez skazy! Czysta jak łza!
Czyż nie tak to powinno wyglądać?

A co jednak, jeśli on szybki, a ona wolna? Albo przerażona? Świadoma skutków rutynowego "co rok prorok"? Gotowa zgodzić się kochankę, byleby tylko uniknąć szóstego brzucha (dwoje dzieci nie żyje)?

A co, jeśli przeciwnie - porody są dla niej łatwe i … ona "to" lubi?
A co, jeśli już jest w ciąży i... jak tu bezcześcić matrymonialny ołtarz domowy chucią grzeszną, więc niedopuszczalną?

A on, obłudnik z obowiązku. Lezie w tym gieźle do kostek, ale łapy skrzyżował na "nieczystej" wypukłości w połowie koszuli. Jak piłkarz podczas rzutu wolnego na bramkę, żeby nie było widać innego stanu... ducha niż (hihi) prorodzinny.

A dwadzieścia pięć lat później. Oboje wciąż dla siebie atrakcyjni, ale podczas spowiedzi pocięty zmarszczkami asceta o kwaśnym oddechu zaleca jej skoncentrowanie się na zbawieniu i ukręcenia łba wszelkiej rozwiązłości, nie służącej odtąd prokreacji, temu głównemu przecież celowi małżeństwa.
A zaraz potem, kiedy on wyznaje swoją normalną kondycję psychiczną i fizyczną prawie jako grzech, ale broni się, zbyt głośnym nagle szeptem, że "dostaje kota" - słyszy "sublimuj popęd, synu, zrób remont w mieszkaniu, dom wystaw dzieciom - to ci minie".

*

Dosyć opowiadania o "szponach seksu" i przyrodzonej człowiekowi chęci na jego "uprawianie".
Zapomnijmy, bracia i siostry, o grzesznych okolicach ciała i nieodpornych na szatańskie pokusy zakamarkach duszy!
Szkoda, że Stwórca w momencie lepienia z gliny Adama (i wymienianiu jego żebra na grzeszną Ewę) nas się nie poradził! Wszak dostałby parę rad wyrosłych z naszej praktyki. I z teorii. Tej, która mówi, że powinniśmy się odciąć od kotów, królików i innych kaczek, które rozmnażają się ze zwierzęcym entuzjazmem.

Rozród TAK, przyjemność NIE!
Wynaturzenie nie przejdzie.
NO PASARAN!


PS
Owszem, pokpiwam sobie.
Trochę tylko.
Między innymi po to, żeby rozładować atmosferę ciężką od zapachu lateksu.
Nie po to jednak, żeby ją zastąpić wyłącznie zapachem świeżo użytych pampersów.


( 2 ) Jak hartowała się stal" (i nadal hartuje)

Słowo "prezerwatywa" zostało przeze mnie użyte dwukrotnie: raz, kiedy pisałem, że "jest bardzo prawdopodobne, że mądry Papież Benedykt XVI wysłał w sprawie "prezerwatyw", a w rzeczywistości - w sprawie rehabilitacji rozumu w życiu rodzinnym i małżeńskim - swój sygnał i obecnie przygląda się reakcjom", a drugi raz, kiedy zachęciłem do przyjrzenia się zjawisku, określanemu brutalnie jako "antykoncepcja", a jeszcze brutalniej - "prezerwatywa".
Phi!

(...)
Pan d_a swoją odpowiedź ratownikowi sformułował w sposób tak celny i kompletny, że mógłbym spokojnie zabrać się do sypialni i z czystym sumieniem zasnąć (nie jak ci dwoje z "pornografii", na której monsieur grzeszy snem, a madame - zamyśleniem).
W przewidywaniu jednak dalszych bombardowań, podam co następuje:
Nadzieja, jaką byle nadwrażliwiec bez trudu wykryje w moim tekście, dotyczy nieuchronnej (moim zdaniem) rewizji eklezjastycznego spojrzenia na taką miłość między ludźmi różnej płci, w której Agape nie nosi włosiennicy, a Eros przysięga jej wierność.
Dziecko wie, że Agape jest stała i nie reaguje na upływ czasu, podczas gdy Eros ma fantazję i jest nieprzewidywalny.
Stąd przyjęła się w Kościele Katolickim tradycja, że Eros powinien być trzymany w klatce i wypuszczany w pewne dni, których ustalanie stanowi sztukę. Ten stan rzeczy ze spontanicznością nie ma wiele wspólnego, często irytuje samą Agape, której muzyka ciała, sama w sobie, nie przeszkadza - jest jednak przedmiotem wielkiej dumy dla wielu par ludzkich. A jeszcze bardziej - ich spowiedników.
Istnieją mężczyźni, a mam wrażenie, że większość z nich pisuje na forach, którzy - ilekroć "nie wolno" im prężyć czegoś innego - z dumą prężą piersi. Wraz z latami prężą te swoje piersi coraz silniej, aż do momentu, kiedy nie prężą już nic, a zapach chryzantem wpędza ich w uzasadnioną zadumę.
Nie drwię sobie; przeciwnie - szczerze podziwiam hart ducha i posłuszeństwo linii. Ich podejście od wieków zdaje egzamin i liczbę praktykujących je ludzi powinienem powiększyć o jeden, gdyby nie silne podejrzenie, że nie jest to podejście jedynie słuszne i Panu Bogu sympatyczne.
Owszem, spoczywa na nim święta pieczęć, której strażnikami są osoby duchowne, osobiście mniej tą pieczęcią zainteresowane, ale gdzie jest prawda?
Jak roztropnie powiada jezuita, ks. Jacek Prusak, przez jednych podziwiany za odwagę, a przez drugich - za brak (ich własnej) odwagi lżony:
"Nie mówię, że antykoncepcja zawsze jest dobra. Dołączam się jedynie do głosów teologów, i to wybitnych (np. Rahner, Häring, Fuchs, Demmer), którzy twierdzą, że nie można udowodnić na podstawie analizy prawa naturalnego, że w każdym przypadku jest moralnie zła. I postuluję, by decyzję, czy antykoncepcja buduje związek, czy osłabia, zostawić małżonkom ze względu na ich specyficzną sytuację rodzinną i intuicję moralną. Prawdą jest, że odkrycie pigułki antykoncepcyjnej przyczyniło się do permisywizmu moralnego, ale powoływanie się na ten fakt zniekształca spór."

I jeszcze*:
"Z badań wynika, że nauczanie Kościoła o antykoncepcji sprawia kłopot katolikom, którzy poważnie traktują swoją wiarę i wcale nie zamykają się na dzieci. To często są małżeństwa wielodzietne, a nie żadni rozpasani hedoniści. Najnowsze badania przeprowadzone przez Instytut Humboldta w Wielkiej Brytanii wśród katolików aktywnie biorących udział w życiu religijnym pokazują, że od 40 lat nic się nie zmieniło. Te osoby uważają małżeństwo i rodzinę za dużą i pożądaną wartość, ale nie akceptują w pełni nauczania na temat antykoncepcji. Tak jest w Europie i Ameryce."

I jeszcze:
"(Antykoncepcja Kościół) dzieliła i dzieli nadal, a ja to opisuję i próbuję zrozumieć. Warto podkreślić, że ten aspekt nauczania Kościoła spotykał się od lat z oporem nie tylko wśród wiernych, lecz także wśród samych hierarchów. Wprawdzie nigdy żaden lokalny episkopat nie odciął się od papieża Pawła VI po jego encyklice "Humanae Vitae" z 1968 r. , potępiającej sztuczne sposoby regulacji poczęć, ale wielu biskupów miało trudność z jej przyjęciem w całości. Duchowni i świeccy zgłaszali swoje wątpliwości i tak jest do dzisiaj."

Kto chce, niech ks. Prusaka posadzi na stosie.
Problem w tym, że ks. Prusak mówi prawdę. Prawdę bliską wszystkim, którzy - zachwyceni Bożym stworzeniem we wszystkich jego barwach - z ufnością miłują, rozmnażają się i czynią sobie Ziemię poddaną, bez strachu o łączenie aktów lub ich separowanie. Więcej - z tą samą ufnością jedzą wieczorem i piją wino, przy dźwiękach harfy z akompaniamentem kontrabasu.

Mam nadzieję, że w tym momencie nawet Pan r. uzna się za przekonanego, że nie o "prezerwatywy" mi chodzi, tylko o wolność człowieka "do" miłości, o prawo do nieoddzielania od siebie spontaniczności i refleksji, o prawo do medytowania nad rozmiarem rodziny bez polewania się zimną wodą i o inne podobne rzeczy, których brak masowo wypędza dzisiaj z owczarni te wszystkie owieczki, które utraciły zamiłowanie do poddawania się strzyżeniu niepotrzebnie tępymi nożycami.

Powtarzam - do głowy by mi nie przyszło podrwiwać sobie z amatorów stalowej woli i mistrzów w zakresie odporności na różne rytmy, które wprawdzie kusić są chętne, ale kiedy kusić nie powinny, to nie kuszą.

Zanim skończę, pozwolę sobie jeszcze na harde oświadczenie, że uważam się za katolika absolutnie lojalnego wobec Kościoła Rzymsko-Katolickiego, tyle że za katolika o gorącym temperamencie, raczej "przedsoborowym".
Jednocześnie wykazuję skłonności do świadomego pozostawania pascalowską "trzciną myślącą" i jako ta trzcina daję się poruszać ciepłemu wiatrowi, gdzieś między ludzką Ziemią a Bożym Niebem, bez kurczowych obaw o amplitudę.

__________________________________________________________________
*) Późno już i proszę nie krzyczeć - mam podobną estymę dla tej gazety jak większość na prawicy.
Wywiad jednak znalazłem tutaj:


( 3 ) Odpowiedź udzielona p.Jackowi

Racja, na której opiera się takie przekonanie płynie z obserwacji rodzin wokół. Stosujące się do nauki Kościoła są mocne, dzieci osiągają sukcesy, na niepowodzenia są odporne. Inaczej jest w rodzinach odrzucających mądrości przekazywane przez Magisterium, związki są przelotne i neurotyczne, miłość zdominowana przez Erosa a potrzeby kobiet lekceważone nawet przez nie same.

Czy nie jest jednak tak, że model rodzinny prawie banalnie przesuwa się w stronę filozoficznej i uczuciowej anarchii? Coraz mniej ludzi bierze pod uwagę kościelne nauki i tu bies wydaje się pogrzebany.

Wcześniej nagrałem, a dopiero przed chwilą obejrzałem program Lisa ze starozakonną Szczuką (Żydówkę Szczuka podobno tylko udaje), a nowozakonnym Tomaszem Terlikowskim. Z udziałem tła w postaci księdza od dziwek, który (biedny) nie wiem, po co był zaproszony i jakie odniósł na polu wesołych kobitek sukcesy.

O Szczuce, której zaproszenie były nadużyciem i nieporozumieniem, wolę zapomnieć, ale … i teraz powiem coś ważnego... jeśli "wysokie purpurowe gremia" nie mają niczego mądrzejszego do powiedzenia niż mieli obaj obrońcy matrymonialnej ortodoksji, to najpierw biada owieczkom szeregowym, a potem biada sprzedawcom wełny.

Wiem, że Wysoki Urząd żywi obawy, że jeśli się odseparuje miłość od prokreacji i pierwszą kategorię uzna za wartościową bez ścisłego związku z drugą, to droga do rewindykacji pedalskich zostanie przez Kościół wyasfaltowana ("od kiedy nasza miłość jest gorsza!").

Jeśli to jednak ma być powód, dla którego miliony ludzi mają telepać się z duchowego zimna w jakimś religijnym gułagu, podczas gdy coraz mniej liczni prawowierni, z certyfikatem pokory ISO, będą, w przerwach od produkcji potomków, nadymać się świętobliwie w telewizjach - to ja zacznę walić w bęben bojowy dwa razy większy.

Argumentów potrzebnych na usunięcie obdarzonych punktem D sodomitów z przestrzeni medialnej, z ulic, ze szkół, z praw zwyczajnych i "praw człowieka", da się wystarczająco znaleźć. I przy okazji wstrzymać zrzucanie osobników normalnych, tzw. homofobów, ze skały tarpejskiej przez sługusów Złego, poprzebieranych w różnego kroju togi.

Panie Jacku, cieszę się, że na końcu swojego znakomicie napisanego tekstu uchylił Pan zasłonę, za którą z nogi na nogę przestępuje golutka możliwość, że być może jednak .. ehmm … że się nie da wykluczyć, że... etc.

W górę serca!
Także te ze strzałą na wylot!


( 4 ) Inna odpowiedź, jakże ważna, udzielona temu samemu p. Jackowi:

Panie Jacku, wolno mi pomarzyć.
Oto Kościół, który mówi:
  • Kochani, nie zaglądamy wam do sypialni - kochajcie siebie nawzajem i kochajcie dzieci.
  • "Róbcie" dzieci!
  • Koniecznie.
  • Zaufajcie nam.
  • Kościół pozostawia wam wybór czasu, bo wie, że w każdym domu inne są możliwości, okoliczności, predyspozycje...
  • Ale, chłopaki - pilnujcie zdrowia waszych dziewczyn i nie pozwólcie im brać byle czego.
  • A poza tym, nie pozwalajcie sobie chłopcy na nieczułość i lenistwo, kiedy one was pragną.
  • A wy, dziewczyny - wykreślcie z repertuaru "migreny".
  • Niech żadne z was nie pozwoli drugiemu pozostawać z otwartymi oczami, twarzą do ściany, przez godziny, zawsze za długie - miłość może roztopić się w rzedniejącej o świcie nocy i z tą nocą odejść...
  • Niech każde z was ma "w domu", co obiecuje rozrywka "za pieniądze" i pokusy za darmo. Na ile to możliwe i godne człowieka.
  • Jeśli macie wątpliwości - przyjdzie do nas.
  • I raz jeszcze - nie zapomnijcie o dzieciach!
  • Które będą, które są.

( 5 ) I znowu, odpowiedź p.Z:

... wszystkie owoce Edenu

Panie Z., gdyby ktoś rzetelnie i spokojnie przeczytał mój tekst i moje odpowiedzi, zorientowałby się, że nie chodziło mi ani o AIDS, ani o prezerwatywę, ani o jej nakładanie, zdejmowanie, flaczenie, itd.
 
Cierpliwie przyglądałem się, jak powstaje mgła i jak w niej wiszą uprzedzenia.
 
A tymczasem mi się marzy, żeby wyrażanie miłości w zdrowym i wiernym małżeństwie było wewnętrzną sprawą "ich dwojga".
Aby pozostawali z twarzami bez strachu zwróconymi w górę, w kierunku dobrego Boga, który stworzył im ciała i dusze.
Podczas gdy my, niesłusznie i bez ufności w Niego, myślimy że gros uwagi poświęcił konceptowi grzechu ciężkiego i projektowi kija na przesadnie wesołych.
 
Kiedy ja piszę
A tymczasem … czy nie byłoby rzeczą pilną i pożyteczną, żeby najwyższe instancje duchowe Kościoła odważyły się na remont budynku z szóstym przykazaniem. Przykazanie to brzmi "Nie cudzołóż", a stało się worem, do którego obok "cudzych łóż" wrzucono wszystko, co dotyczy małżeństw, a co tak niepokoi bezżennych, jak drażniłaby Szymona Słupnika restauracja z wyszynkiem zainstalowana u podnóża słupa.
A przecież nie znaczyłoby to, że jedzenie i picie jest samo w sobie naganne.

to w odpowiedzi, w środku ekranu natychmiast wyrasta obsesyjna "prezerwatywa" i daje się słyszeć ciężkie sapanie bohaterów, którzy jako jedyny produkt z kauczuku w łóżku, dopuszczają gumkę od majtek.
Ja o miłości, którą - w nocy, w bezpiecznych ścianach własnej sypialni, albo w dzień, na bezludziu, w rozedrganej od gorąca trawie, nad wodą tylko pozornie obojętną, pod zajmującym się liczeniem rzadkich chmur niebem - dyrygować chciałby tylko absolwent domu wariatów...
 ... a naród uparcie swoje: 

Przed gumą stojem,
gumy sie nie bojem
oraz

Choć się rozjuszem
w pludrach pod kontuszem, 
to chcieć jednak nie chcem, 
bo nie chcieć chcieć muszem.
Nie mogłem więc zacząć tekstu od nawiązania do "poczucia odpowiedzialności męskiej prostytutki", bo chodziło mi wyłącznie o euforyczne podejrzenie, że Kościół ma ochotę otworzyć kilka okien - tylko nie bardzo wie, czy usłyszy słowiki czy brzęk tłuczonych szyb.

Jeśli miałbym wnioskować na podstawie przeczytanych komentarzy, to Kościół, Matka Nasza, razem z mikrofonami dla słowików będzie musiał zamówić szklarza.

"Ale nie stawiajmy tamy Opatrzności Bożej", jak po wstępnym "Danke schön!" powiedział kanclerz Konrad Adenauer, kiedy mu w dziewięćdziesiąte urodziny życzono stu lat.

 
( 6 ) Odpowiedź p.J.

Jeśli we fragmencie o "tej okropnej prezerwatywie" wyczuł Pan ciepło, to znaczy, że musiałem pewnie pisać w nastroju, w jakim wcześniej odpowiedziałem pewnemu sympatycznemu rozmówcy, p.Akasowi, na forum Frondy.
Pan Akas napisał (bardzo ciekawie) tak:
Prezerwatywy chronią przed przekazywaniem życia i wypaczają istotę miłości małżeńskiej.
I tylko to, z punktu widzenia nauki Kościoła, jest ważne.
Argument o pełnej czy niepełnej ochronie przed zakażeniem AIDS w ogóle nie powinien być przez Kościół brany pod uwagę.
Na co ja odpowiedziałem następująco (i tu jest pewnie klucz do tego "ciepła", jak Pan zobaczy, doraźnego i ulotnego):
A jeśli tej nocy Madame Akas - cała nagle promienna - odwróci się w stronę Akasa i da do zrozumienia, że ma tak wielką ochotę na okazanie mu swojej miłości, "że aż spać nie może", to czy Monsieur Akas odpowie jej "śpij diablico, nie będę dla ciebie wypaczał istoty miłości małżeńskiej". 

Na co p. Akas odpowiedział (chapeau!):
 Są dwie opcje odpowiedzi. Wybieram tę:
 :)))
 
( 7 ) Do p. c-j

Napisał Pan:
"Ano Kościół popierając dzisiaj prezerwatywy, popiera automatycznie stosunki pozamałżeńskie a jurto będzie musiał popierać - sodomię!
Pan chce aby KK był zmuszony do popierania sodomii a potem innych tzw. orientacji seksualnych włącznie ze zjadaniem tzw. partnera - po skończonym bara bara?"
 Ponieważ tymi słowy odpowiedział Pan Panu d_a, jemu pewnie przyjdzie się nad Panem pomęczyć.
Z obawy jednak, że pański tekst mógłby zbyt długo pozostać sam na placu, bąknę tylko, że co zdanie w nim - to nadużycie. Pierwsze zdanie w dodatku - to kłamstwo.

Naturalnie, KK obawia się, że skutki separacji potencjalnego poczęcia od swawoli mogą zakończyć się relatywizacją swawoli i wytrącić światu normalnemu antypedalski argument z ręki.
Według mnie ta groźba nie istnieje, a kto by wątpił, niech goło stanie naprzeciw osobnika płci przeciwnej, a potem na wprost przedstawiciela swojej własnej. Nawet poseł Janusz P. by w tych warunkach pojął.
 
Co zaś do samych środków oddalających perspektywę niepożądanej w danym momencie ciąży i ich szkodliwych wpływów na moralność, to jest z nimi tak, jak na przykład z nożem. Można nożem zarżnąć teściową, ale czy to powód, żeby nakazać szarpanie mięsa zębami?
Kto chce i może cudzołożyć, będzie cudzołożył bez oglądania się na obecność środka antykoncepcyjnego w Muzeum Strachu.

____________________________________________________________
Powyższe cytaty zamieściłem w porządku chaotycznym.
Nie tylko z lenistwa - może łatwiej uda mi się w ten sposób zaskoczyć wszystkich, którym już mieli wrażenie, że stoją mi na szyi w walonkach poświęconych przez siebie samych, w imię wiecznego mrozu i wilgotnej pościeli.