La vraie éloquence consiste à dire tout ce qu’il faut, et à ne dire que ce qu’il faut. (La Rochefoucauld)
Prawdziwa elokwencja polega na tym, żeby powiedzieć wszystko co trzeba i nie więcej niż trzeba.



31 marca 2010

Jak od rana płynie Sekwana (4)





Burger halal













Jesteśmy w Quicku, w Roubaix, na północy Francji.
- "Burger halal" 2 razy.
- Bardzo proszę.
- "Burger bekon" 2 razy.
- Nie ma. Baranejk zbizu (arabski zwrot, który w niewyszukany sposób porównuje nas do penisa i zachęca do odejścia).
Socjalistyczny mer Roubaix wściekł się. Jego miasto nie jest jedynym, gdzie sieci typu MacDonald czy Quick sprzedają jedzenie halal, ale Roubaix jest pierwszym miejscem, z którego wypędzono tradycyjny sandwich "Burger bacon", a na jego miejsce wprowadzono "Burger halal".
Sprawa wkracza na drogę prawną, zaalarmowane zostały asocjacje, którym przyjdzie po raz pierwszy bronić poniżanej większości francuskiej, składającej się z białych chrześcijan heteroseksualnych.


Co to jest halal ?

Na stronie "Polskie mięso" można znaleźć, co następuje:
HALAL – (arab. „to, co dozwolone”) według prawa muzułmańskiego dozwolone przedmioty, czyny, osoby, przede wszystkim żywność (mięso h. pochodzi z uboju rytualnego, w którego trakcie zwierzę musi się całkowicie wykrwawić); w judaizmie odpowiednikiem h. jest koszer.

Halal – zgodny z prawem Islamu (dozwolony – nadający się do spożycia).
Zaświadczenie: jest dokumentem stwierdzającym, iż dany zakład, ubojnia spełnia wszystkie warunki do przeprowadzenia uboju Halal.
Certyfikat Halal: jest dokumentem, iż dany ubój został przeprowadzony zgodnie z zasadami halal, zgodnie z prawem Islamu, mogą go spożywać muzułmanie.

1) Zasady uboju halal:
- zwierzę podczas uboju powinno być zwrócone głową na (północny wschód) kierunek modlitwy muzułmańskiej KABA
- podczas uboju (przecinania gardła) należy wypowiedzieć słowa: BISMILLAHI ARRACHMANI ARRACHIM oraz ALLAH AKBAR
- ubój prowadzi oraz nadzoruje osoba wyznania muzułmańskiego
- zwierzę przed ubojem powinno być żywe ( okazywać oznaki życia)
- narzędzie służące do uboju powinno być ostre ( nóż, kosa, itp.)
- zwierzę powinno być zarżnięte jednym cięciem - szybkim
- krew z ubitego zwierzęcia musi spłynąć maksymalnie

Przed ubojem niezbędna jest wizytacja w danym zakładzie mięsnym, gdyż jest różna technologia maszynowa do uboju i nie każda może spełniać warunki przestrzegania zasad halal.
Istnieje możliwość uboju za pomocą specjalnej klatki, którą należy zamontować przodem w kierunku północny wschód, ale ona tylko i wyłącznie wspomaga ubój, natomiast sam ubój prowadzi muzułmanin.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
Przeciwko zabijaniu zwierząt, według zasad halal i koszernych, ostro zareagowała fundacja Brigitte Bardot.
Ostatni raport naukowy INRA (Instytut Naukowy Rolnictwa) wykazuje, że po poderżnięciu gardła wykrwawiane zwierzę potrafi zachowywać świadomość i zdolność odczuwania bólu do 14 minut (wciąż funkcjonują - szpik kostny oraz żyły i tętnice irygujące mózg).


PS
Jeśli młodemu Czytelnikowi nazwisko Brigitte Bardot nic nie mówi, może – jeśli zechce – zmusić myszkę do pracy tutaj.

A oczy poniżej:




(Tekst opublikowany 16 lutego 2010, na dawnym blogu "Jak od rana płynie Sekwana")

Jak od rana płynie Sekwana (3)







Wyrzutki społeczne

Burqa zostanie zabroniona na razie tylko w urzędach państwowych.
Góra urodzi mysz.
Jednocześnie deputowany UMP, Éric Raoult, "nie życzy sobie Parisistanu".
I ma rację.


Żarty nie omijają żadnej tematyki. 
Oto "wyrzutki" (rys. Delize): od lewej palacze, burki i palaczki w burkach:



(Tekst opublikowany 27 stycznia 2010, na dawnym blogu "Jak od rana płynie Sekwana")

Jak od rana płynie Sekwana (2)






Afryka zbudzi się, ale trzeba zbudzić budzik!





83 lata, to dla jednych dużo, a dla innych wiek w sam raz, żeby czegoś dokonać. Prezydent Senegalu, niejaki Abdoulaye Wade, skacze z jednej przygody w drugą.

Ostatnio nie wystarczyło mu, że wzniósł Statuę Afrykańskiego Odrodzenia kosztem skromnych 20 milionów euros, to jeszcze uznał się za współautora i jednego z głównych akcjonariuszy. Przytomność prezydenckiego umysłu ma swoją wagę. Głównie w prezydenckiej kieszeni – w niej wyląduje jedna trzecia dochodów z opłat za wejście.

Korzenie artystyczne inwestycji sięgają radzieckiego realizmu socjalistycznego, wykonawstwo powierzono Korei Północnej, a środków na pokrycie inwestycji dokopano się w szkatule państwowej, połączonej kanałem z narodowymi nieruchomościami.

Pomniczek z brązu przewyższa wzrostem Statuę Wolności i przestawia młodego, gruntownie umięśnionego Afrykańczyka i kobietę, której obie piersi celują … w Europę, którą niezależnie od nich, wskazuje palcem ich dziecko. Całość jest goła, co wpieprzyło, pardon, niesłychanie zdenerwowało imamów, czyli siłę raczej liczącą się w społeczeństwie w 90 % muzułmańskim.

Tygodnik MINUTE, który 6 stycznia 2010 przyniósł wiadomość, zwraca się do Francuzów następująco : "Śmiejecie się ? Nie powinniście, bo to właśnie podatnik francuski zaookrągla senegalskie końce miesiąca."

Czcigodny prezydent Abdoulaye Wade, mimo że w defensywie, nie rezygnuje z posunięć ofensywnych. Pomyślał i znalazł winnych kosztów i pornografii – oświadczył mianowicie, że winni są … chrześcijanie.
Jasne jest, że podgrzało to muzułmanów, i to do tego stopnia, że skoczyła pokrywka na ich garnku i w stolicy, Dakarze, wokół katedry, doszło do gwałtownych zamieszek.

A oto
inspiracji foto:



 
 
 
 
 
 
 
 
 
(Tekst opublikowany 22 stycznia 2010, na dawnym blogu "Jak od rana płynie Sekwana")

Jak od rana płynie Sekwana (1)







Burqa, hijab et niqab, czyli Paryż - stolicą mody

O tempora! O mores!, czyli na Sekwaną : O temps ! ô mœurs !

Czy Paryż utrzyma swoją pozycję w świecie mody, zaczyna niespodziewanie zależeć od rządu i ludu pracującego miast i wsi. Oto nie wystarczy, że rząd chce wprowadzić prawo zakazujące noszenia burki, to jeszcze lud ten rząd popiera, i to w 74 procentach.
Pachnie rasizmem, ksenofobią i seksizmem.

Przychodzi na przykład skromna Yasmina po paszport, i przedstawia zdjęcie paszportowe w burce. Perwersyjny urzędas, nierzadko ateista, zamiast domyślić się, z której strony Yasmina ma oczy, chamsko podejrzewa, że do fotografii mogła pod czarną szmatą pozować taka, dajmy na to, Leïla albo nawet szwagier Mohamed. Niewykluczone, że nieczysty w myślach, mowie i uczynkach oficer na lotnisku będzie chciał wiedzieć, czy nie wpuszcza właśnie do kraju Bin Ladena, któremu zachciało się nagle oszczędzić na golibrodzie. Więcej, rasistowska podejrzliwość niektórych specjalistów od antyterroryzmu potrafi posunąć się nawet do ostateczności w postaci wizji paska do pończoch, sfabrykowanego z lasek dynamitu.

Tymczasem burqa chroni przed słońcem, spojrzeniami i zupą (zupy przez tkaninę nie zjadłby nawet pies, ząb, zupa, dąb). A bez zupy nie ma pupy, i wszyscy są zadowoleni. Yasmina bo zachowuje linię, a jej mąż Nassim, bo zachowuje parę euro (nowa szersza burqa od Jean-Paula Gaultiera kosztuje znacznie więcej niż couscous w domu).

Na podstawie załączonego rysunku, przedstawiającego ostatnie tendencje w modzie paryskiej, jasno również widać, że moda skręca w stronę dziewczęcej i kobiecej skromności.

Istnieje ponadto nie poruszony dotąd w mediach aspekt militarny. Zdarzyło mi się ostatnio spacerować z Maurycym. Co tylko przyszło nam minąć się z jakąś Habibą, a na niej z burqą, hijabem czy niqabem, Maurycy mruczał "I po jaką qrwę wojsko jeździ łapać talibanów do Afganistanu, kiedy dużo taniej wyszłoby połapać ich tutaj na miejscu?".
Czyż nie?

(Tekst opublikowany 19 stycznia 2010, na dawnym blogu "Jak od rana płynie Sekwana")

12 marca 2010

"Arystoteles na Mont Saint-Michel: Greckie korzenie chrześcijańskiej Europy"



Kiedy Stanisław Michalkiewicz mówi, że Gazeta Wyborcza to gazeta robiona przez półinteligentów dla ćwierćinteligentów, to opinia ta nie tylko satysfakcjonuje i rozwesela, ale zarazem wprowadza w stan głębokiej refleksji nad wiecznością, w której od samego początku obowiązuje reguła, że byle brednia, jeśli tylko spada zgodnie z medialną grawitacją, znajduje posłuszne uszy w liczbie budzącej zdumienie i zgrozę.

Pierwsze media miały zasięg skromny, bo ile mózgów można zarazić, rycząc z gałęzi!
Później było już tylko gorzej: od Homera z lirą... do redaktora M. z internetem.

A wynalazek druku?
Współczesne media elektroniczne znakomicie wypełniają swoje zadania w dziedzinie terroru intelektualnego - prawie wszystkie szkodliwe idee powstały jednak w epoce druku. W tym sensie, osiągnięcia internetu i jego pochodnych (czatów, blogów, for, etc.) są w porównaniu z bękartami po Gutenbergu prawie żadne i poza zaganianiem kur do kurników, służą wyłącznie do wymiany jednych bla-bla na inne.

Rozgarnijmy więc trochę sierść bestii tam, gdzie jest najpaskudniejsza, w rejonach drukowanych. Czyż nie stamtąd wzięły się opowiastki o Inkwizycji, Średniowieczu, katolikach z zapałkami przy tysiącach stosów, dziewictwie etycznym hugenotów przed Nocą Św. Bartłomieja i inne, równie niewinne, obowiązujące w "historii stosowanej" i w prawie każdej edukacji narodowej, pilnie strzeżonej zarówno przez Dzieci Wdowy, jak i dzieci Hirama?

Jedną z takich opowiastek jest Baśń o Transmisji Grecji do Europy przez Islam. Zapytajcie o nią byle półinteligenta pracującego dla ćwierćinteligentów.
W tej samej kwestii, Anatol France, popisał się niegdyś następująco:
"Monsieur Dubois, profesor gramatyki, zadał Pani Nozière pytanie, który dzień w historii Francji był najbardziej szkodliwy.
Madame Nozière nie wiedziała.
Tym dniem był, powiedział Pan Dubois, dzień bitwy pod Poitiers, kiedy to, w roku 732, wiedza, sztuka i cywilizacja arabska musiała się wycofać przed francuskim barbarzyństwem".
Ekshumacja Anatola F. z zamiarem obwożenia jego truchła po jarmarkach dla historyków, byłaby niedopuszczalna ze wszystkich możliwych powodów, ale świadomość, że autor namaszczonego głupstwa pozostaje głupcem bez względu na komisję ds. namaszczeń, przynosi ulgę.

A dodatkowo, sprawia przyjemność, kiedy się czyta rozważania Joëla Prieura, mojego ulubionego krytyka, pisującego w często cytowanym przeze mnie francuskim tygodniku prawicowym Minute, na temat książki Sylvaina Gouguenheima "Aristote au mont Saint-Michel : Les racines grecques de l'Europe chrétienne" ("Arystoteles na Mont Saint-Michel: Greckie korzenie chrześcijańskiej Europy").
Samej książki jeszcze nie przeczytałem, ale podzielenie się uwagami Prieura stanowi dla mnie pokusę nie do odparcia.

Praca Gouguenheima (można wymawiać jego nazwisko "Gugenem", z akcentem na ostatniej sylabie), profesora Ecole normale supérieure, jest bestsellerem, a nienawiść uniwersyteckich kacyków tylko jej wagę podnosi. Filozof Alain De Libera nazwał ją "islamofobią naukową". A poniósł postępowego filozofa fakt, że Gouguenheim, posługując się nowymi argumentami, wykazał, że Zachód (a więc i my, Polacy - przyp. R.) nie potrzebował pośrednictwa islamu w przyswojeniu sobie intelektualnego dorobku cywilizacji greckiej.

Sukces ksiązki wśród tzw. szerokiej publiczności jest tak wielki, że ogół historyków, nieprzyzwyczajony do powodzenia na zewnątrz własnego zamkniętego środowiska, jak rzadką minę zrobił, tak ją - jak rictus -trzyma.

A tymczasem, zarówno specjalista, jak i byle anonimowa ofiara politycznej poprawności, może się dowiedzieć, że wpływ islamu na rozwój kultury Zachodu był "czysto andegdotyczny" i że ta konstatacja nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek islamofobią, a jest wyłącznie wyrazem prawdy, nieskłonnej wiecznie zginać grzbiet przed ideologią dominującą (czyż trzeba powtarzać, że "historia, to polityka skierowana wstecz"?).

Można się z tej książki przy okazji dowiedzieć, że na przykład Templariusze mieli niewiele wspólnego z duchem świeckiego rycerstwa, obowiązującym w XII wieku, a stanowili pierwszą w Średniowieczu armię zawodową, samą wojnę pojmując jako rzecz "poważną", wymagającą nie rycerskich gestów, tylko skuteczności. Wygląda na to, że gdyby Templariuszy przenieść w nasze czasy, to nad Konwencję Genewską przedkładaliby zasadę "cel uświęca środki".

Joël Prieur podkreśla, że "Aristote au mont Saint-Michel : Les racines grecques de l'Europe chrétienne" nie stanowi magazynu z historycznymi ciekawostkami;  przeciwnie - właściwe Gouguenheimowi wyczucie syntezy pozwoliło mu rzucić na Średniowiecze światło tak silne, że przeciętny czytelnik, bez wymaganego w innych okolicznościach wysiłku, może ujrzeć pozostawione przez historię pejzaże wprost zdumiewające.

Tym większe jest moje marzenie - żeby znalazło się w Polsce wydawnictwo z wyobraźnią, zdolne do akcji.
Natychmiastowej.

Wszak wieprzów nie brakuje, ale perły są rzadkie.


Rozpuszczalnik

3 marca 2010

O upadku filozofa i nalotach bestii "A"



Uważany przez wielu postępowych Francuzów za filozofa, Bernard-Henri Lévy, wydał ostatnio książkę "O wojnie w filozofii" (De la guerre en philosophie), w której sam przezabawnie poległ.


W dziele tym, Bernard-Henri Lévy, znany jako BHL, cytuje niejakiego Botula, autora "Życia seksualnego Kanta" (La vie sexuelle de Kant). Tak się jednak składa, że Jean-Baptiste Botul został wymyślony przez dziennikarza Canard enchainé, Fryderyka Pagèsa.

Żurnalista pojąć nie może, jak BHL mógł się na jego żart nabrać:
Halucynacja jakaś. Wystarczyłoby kliknąć na przykład w Wikipedię, żeby się zorientować, że Botul jest postacią fikcyjną. Są ludzie, którzy w tym, co się wydarzyło, widzą potwierdzenie faktu, że Bernard-Henri Lévy nie jest filozofem, a jedynie kiepskim historykiem filozofii. Hipoteza taka jest karkołomna, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby ją rozważyć. Osobiście, podnoszę kwestię jeszcze straszniejszą i jeszcze bardziej radykalną: czy Bernard-Henri Lévy naprawdę istnieje jako filozof?
Mój ulubiony tygodnik Minute, za którym relacjonuję wydarzenie, które "wstrząsnęło francuskim obozem postępu", dodaje: To, to jest pytanie, na które powinien odpowiedzieć Botul.

Filozofem, to może Bernard-Henri Lévy nie jest, ale jako detektor antysemityzmu pozostaje niezawodny. Potrafi wywęszyć bestię "A" w dowolnym otoczeniu i o dowolnej porze. Chłoszcze więc BHL wszystkich, którzy potępiają amatora niedojrzałych wdzięków, Polańskiego. Reżysera Luca Bessona zakwalifikował przy okazji jako filmowca, który przychodzi do telewizji tak, jak kiedyś, w czasach znacznie czarniejszych, przychodziło się do komisariatu - dla denuncjacji.



Kto w tym momencie pomyśli, że bardziej groteskowo wypowiedzieć się już nie da, nie zna literata o nazwisku Yann Moix (patrz fotografia). Według niego, Polański jest ścigany przez "zgraję", i tę myśl wyraził Moix w formie pisanej, wydając u Grasseta dzieło "La Meute" (Zgraja). Zgraja ta ma charakter antysemicki i stwarza okazję do skomponowania następującej refleksji: "Zawód Żyda polega na byciu odwiecznie oskarżonym.Być Żydem, to być winnym jednej jedynej rzeczy: bycia winnym!".
(Tłumacząc myśl, w oryginale "Etre juif; c'est être coupable d'une seule chose: être coupable!", starałem się zachować zainstalowaną w niej grę słów.)


Słysząc to, Eric Zemmour, z pochodzenia (mądry) Żyd sefardyjski, nie wierzył własnym uszom: To ma znaczyć, że (Polański) jest ścigany, bo jest Żydem? Paranoja! Od pięćdziesięciu lat nie słyszałem poglądu tak antysemickiego!

Moix zaparł się i pozostał przy swoim zdaniu. Co Zemmour skwitował: Myślę, że przesadny filosemityzm jest bardziej niebezpieczny od antysemityzmu. Toteż natychmiast usłyszał : Szkoda, że ty też uprawiasz pewną formę realnego antysemityzmu.

I tu redaktor Minute westchnął: Doprawdy, kto nie jest antysemitą!




Rozpuszczalnik

(Za Minute, z 17 lutego 2010)

1 marca 2010

Rogalik za 6 miliardów euros

Recep Erdogan: "Meczety są naszymi koszarami, ich kopuły – naszymi hełmami, minarety – bagnetami, a wierni – naszymi żołnierzami."







Turcja w Europie?
- Ależ skąd!
- Ależ oczywiście!

Raport europejskiego Trybunału Obrachunkowego (z siedzibą w Luksemburgu), z dnia 22 października 2009, podaje fakt i okoliczności wręczenia Turcji ponad 6 miliardów euros, z tytułu "pomocy przedakcesyjnej".
Zabawne - nikt nie potrafi powiedzieć na co poszły pieniądze.  "Wolne media" nie pisnęły na ten temat ani słówka.

W latach 2002 - 2007 sumy przeznaczone na dostosowanie się Turcji do norm europejskich systematycznie rosły (2002: 126 milionów euros, … 2006: 463 miliony, a na lata 2007-2013 jest przewidziane cztery razy tyle, bo 4 miliardy 873 miliony euros).
Sumy te, ujawnione przez Trybunał 15 stycznia 2010, zaciekawiły jedynie prawicowe francuskie Radio Courtoisie.

Turcja, obok Chorwacji i Republiki Macedonii, jest wciąż jednym z trzech krajów - kandydatów, wobec których Unia popisuje się "partenariatami przedakcesyjnymi".


W Turcji dobrze wiadomo, że "szejtan śpi w szczegółach":

(1) Jakkolwiek "Instrumentem Pomocy Przedakcesyjnej" formalnie zarządza Komisja Europejska, to duża część tego funduszu jest zarządzana przez władze tureckie. Dzieje się to w ramach decentralizowania systemu, który oficjalnie miałby służyć zrównoważonemu podziałowi środków między różne projekty w zakresie dostosowywania Turcji, etc. a w rzeczywistości służy celom niejasnym.

(2) Raport Trybunału Obrachunkowego jest przygniatający - pieniądze podatników europejskich służą wszystkiemu oprócz celów statutowych. Sprawa jest tak poważna, że warto się pośmiać:
- W 2001 r. Turcja zobowiązała się zlikwidować u siebie przestępczość zorganizowaną w postaci handlu narkotykami, niewolnictwa i handlu niewolnikami, oszustw podatkowych, korupcji i prania brudnych pieniędzy.
Jak podrwiwa sobie Patrick Cousteau we francuskim tygodniku Minute, wielką ambicją się Turcja nie popisała - powinna była zażądać kilka miliardów więcej i zobowiązać się zaprowadzić w ciągu roku pokój na świecie, zapobiec trzęsieniom ziemi i, pourquoi pas, odczepić Azję Mniejszą od Azji.

(3) Trybunał Obrachunkowy zauważa brak metody w selekcji projektów przedakcesyjnych. Subwencjonuje się na przykład projekty, które nie mają najmniejszego sensu w kontekście przynależności Turcji do Unii, podczas gdy całość ma charakter chaotyczny. Do modernizacji laboratoriów kryminalistycznych policji użyto środków przewidzianych na projekty kulturalne, uruchomiono program rozwoju Wschodniej Anatolii (części kraju najbardziej oddalonej od Europy, o 8 procentach ludności na 20 procentach terenu), którego fragment przewiduje emancypację kobiet tureckich na rynku pracy tak, aby mogły wyzwolić się z systemu patriarchalnego, a w ogóle - niech nabiorą powietrza amatorzy urzędniczej mowy-trawy - postanowiono stymulować aktywność małych i średnich przedsiębiorstw w celu zwiększenia ich zdolności, zarówno na szczeblu ogólnokrajowym jak lokalnym, do wprowadzania w życie nowych metod perspektywicznego rozwoju regionalnego w zakresie innowacji.
Mocne?

Pytanie znacznie ważniejsze od przytoczonych kosztownych ciekawostek, skądinąd nie wyróżniających się przesadnie w całym unijnym pejzażu, jest następujące: Czy można jeszcze zapobiec wejściu Turcji do Europy?
Czy jest możliwe, żeby europejscy technokraci zwrócili się do Ankary w grzecznych słowach "Bez urazy, próbowaliśmy uczciwie wszystkiego, ale rzeczywiście - Turcja i Europa, to dwie różne rzeczy".

- Coż - pyta na końcu swojego artykułu Patrick Cousteau - nie bardzo w to wierzycie?
- Niestety, my też już nie.


( za: Patrick Cousteau: Déjà 6 milliards d'euros pour la "préadhesion" de la Turquie, Minute, 17 luty 2010)