La vraie éloquence consiste à dire tout ce qu’il faut, et à ne dire que ce qu’il faut. (La Rochefoucauld)
Prawdziwa elokwencja polega na tym, żeby powiedzieć wszystko co trzeba i nie więcej niż trzeba.



8 czerwca 2011

Tak od rana płynie Sekwana (14)




Knur stworzonko boże?


To podejrzenie, wyrażone lata temu przez Asocjację Hagaw, świadomie obłożyłem znakiem zapytania.

A "szympans w rui"? Też boże stworzonko?
Owszem. Niestety.

Termin "chimpanzé en rut" zawdzięczamy dziennikarce Tristane Banon, która miała być parę lat temu zwabiona do pustego domu i jeśli zachowała swój płciowy całokształt w stanie inicjalnym, to dzięki kopniakom, którymi nachalnego szympansa obficie skropiła, nim uciekła. 

Wiem, że Czytelnik już wszystko pojął i zaraz zakrzyknie "DSK". A może nawet rozwinie ten skrót do urzędowej formy "Dominique Gaston André Strauss-Kahn". Czy jednak ja, Rozpuszczalnik, będę zadowolony z faktu, że ów Czytelnik automatycznie zakwalifikował mnie do międzynarodowego chóru obleśnych śpiewaków?

A niech tam!
Bo w gruncie rzeczy, pod cienką warstwą obojętności ukrywam silne zainteresowanie losami dziewięćdziesięciu kilo łoju, pomieszanego z szarymi komórkami i szczeciną - w końcu ta kompozycja chciała zostać prezydentem jednego z dwóch, tak bliskich mi krajów.



A teraz "hop"!
Z tym jednak, że pochyłe drzewo przeskoczę. Jak koza po dopalaczu (taka, co zżarła worek z banknotami, zamiast Gazety Wyborczej).
I już ostrożnie ląduję nie w pokoju 2806, tylko na otaczającej aferę medialnej kupie:
    Czy naprzeciw Nafissatou Diallo wylazł z hotelowej łazienki goły knur, czy też odwrotnie - na nadużycie przyrodzonej wstydliwości DSK pozwoliła sobie czarna potwora, dysząca żądzą dolarów i islamskiej zemsty na nagim starozakonnym ciele - nie dowiemy się być może nigdy. A jeśli po swojej porażce, Prawda wyśle Temidzie list z reklamacjami, stawiam koło zapasowe przeciw bananowi, że odpowiedź będzie wymijająca.

Są jednak rzeczy tak jaskrawe, że widać je nawet spod koca i z twarzą w stronę rodowego kilimu.
Kiedy bowiem zaczyna być jasne, że - Guilty or Not Guilty - Dominik S. zostawi na sądowym podwórku większość piór - jego klaka zaczyna przestawiać moździerz na nowy cel. Mianowicie na konfigurację społeczno-prawną, którą Tom Wolfe znakomicie przedstawił w książce Bonfire of vanities. Aluzje do tej świetnie sfilmowanej powieści, ukazującej bezwstyd sprawiedliwości, pląsającej do czarnej muzyki w sterroryzowanym przez polityczną poprawność społeczeństwie, sypią się we "francuskojęzycznych" mediach jedna za drugą. Pierwsza, jaką usłyszałem, wyszła z ust reporterki TF1 Laurence Haïm, a gdybym chciał nie słuchać następnych, musiałbym rozbić wszystkie posiadane źródła hałasu artykułowanego.





Aluzje te dadzą się sprowadzić do opinii, że oto
"... chytra Murzynka Diallo, wstawiła przed obrońcę Jeffa Shapiro nowego mecenasa, Kennetha P. Thompsona, o skórze wprawdzie wolnej od Strauss-Kahnowych plemników, ale równie czarnej, jak jej własna. W tej sytuacji, żaden biały adwokat, jak by się nie starał, niezbędnego poziomu prawniczego pigmentu nie osiągnie. Co oznacza, że jego niewinny klient zapłaci za niewolnictwo, Ku Klux Klan i przebieranie się litewskiego Żyda Al'a Jolsona za Murzyna."


Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni - powiada Pismo.
Każdy, nim zapadnie wyrok, powinien być uważany za niewinnego - powiada Ministerstwo Sprawiedliwości.

Skwapliwie potakuje mu Temida, mrugając pod opaską lewym okiem i plując ołowiem na lewą bądź prawą szalkę wagi, zależnie od tego, z której strony nadchodzi oskarżenie.


Tak sobie myślę, co byłoby, gdyby za pokojówką gonił jakiś polityk z tzw. skrajnej prawicy...


Prawo do prywatności. Pamiętam, jak media wywlekały, ledwie kilka lat temu, sprawę Pierrette, pierwszej żony Jean-Marie Le Pena. Tej, która uciekła z żurnalistą, a potem nie specjalizowała się w cnotach najbardziej heroicznych. Miałem wówczas wrażenie, że środki przekazu zrezygnowały z finezji i taktu, i specjalnie na tę okoliczność sprowadziły z jakiejś zapomnianej guberni pachnące czosnkiem onuce. A przecież Pierrette była matką trzech Bogu ducha winnych dziewczynek, Marine, Yann i Marie-Caroline.

Dzisiaj jednak, kiedy tytułowym zwierzęciem okazał się (nad)naturalny faworyt polityczny obozu postępu, geniusz Heksagonu, drugi... co tam drugi - pierwszy, drugi, trzeci i czwarty zarazem Einstein światowej ekonomii, otóż dzisiaj wszystkie media nie schodzą z Himalajów taktu. A jeśli o centymetr się zsuną - to tylko z naperfumowaną koronkową chusteczką w ręku...


Poniekąd, to dobrze.

Lepiej je widać, lepiej słychać, lepiej czuć...