La vraie éloquence consiste à dire tout ce qu’il faut, et à ne dire que ce qu’il faut. (La Rochefoucauld)
Prawdziwa elokwencja polega na tym, żeby powiedzieć wszystko co trzeba i nie więcej niż trzeba.



12 lutego 2010

O tożsamości francuskiej i europejskiej



Le Coq gaulois (kogut galijski - nieformalne godło Francji)

Pisałem ostatnio o mondializacji i imigracji. O tym, że za jednym i drugim, niesłychanie szkodliwym dla świata zjawiskiem, stoi ta sama wersja ułomnego, żarłocznego i krótkowzrocznego liberalizmu, która się przyjęła po upadku komunizmu "sowieckiego".
Pozostaje pytanie, jak mogła przyjąć te nowe reguły gry Europa, w której nie umarł jeszcze ostatni katolik, zwłaszcza "przedsoborowy", i w której wciąż na elektoralnych marginesach wegetuje konserwatyzm i patriotyzm.


Czy najpierw było jajko czy kura – ta kwestia podobno została ostatnio rozstrzygnięta, ale czy to upadek poczucia tożsamości narodowej i europejskiej poprzedził nadchodzące skundlenie się przed dojutrkowymi, korumpującymi strategiami gospodarczymi, czy też sztabowi generalnemu "liberalizmu", dysponującemu mediami i środkami na przekupienie warstwy średniej, udało się skutecznie prowadzić powolną, regularną erozję tożsamości.


We Francji zbliżają się wybory regionalne. Poprzednie przyniosły "prawicy" wynik katastrofalny – tylko dwa regiony z dwudziestu dwóch, są dzisiaj przez nią zarządzane, Korsyka i Alzacja. Tym razem prawica obawia się frekwencji wyborczej jeszcze niższej niż kiedykolwiek, a trzeba wiedzieć, że wybory regionalne nie wywołują tu specjalnego zainteresowania.

Zauważono, że im obywatel jest starszy, tym częściej głosuje. Jest przy tym bardziej konserwatywny i mniej skłonny do lewackich eksperymentów. Żeby więc zdobyć zaufanie głosujących obywateli starszych wiekiem, niejednokrotnie zwolenników Frontu Narodowego, "prawica" (w cudzysłowie, bo tak się ona ma do prawicy, jak Tygodnik Powszechny do Bractwa Św. Piusa X) szuka takiej peleryny z kapuzą, w której mogłaby przypominać siłę polityczną, zdolną w pierwszym rzędzie dbać o swój kraj i jego tradycje.

Tym razem UMP (Sarkozy) wymyśliła debatę na temat "tożsamości francuskiej". Taka debata jest we Francji niezwykle potrzebna, więc taktyka wyborcza UMP niechcąco  wywołała efekt uboczny w postaci pożytku. Siły postępu, aby okazać zgorszenie, rozpoczęły nasilony jazgot, przerywany histerycznym wyciem, ale dyskusja się toczy i – miejmy nadzieję – zarazi parę innych krajów w Unii.

Dochodzi przy tym do wystąpień, które jeszcze niedawno byłyby nie do pomyślenia poza Frontem Narodowym Jean-Marie Le Pena.
Wstrzymajmy oddech i popatrzmy, co powiedział Richard Millet, pisarz z Corrèze (Masyw Centralny), który w dziedzinie esseju otrzymał w 1994 r. nagrodę Akademii Francuskiej:
"Niepokoi mnie fakt, że nie można już rozstrząsać zagadnienia tożsamości, jeśli się w naszym kraju reprezentuje większość. Jestem i zawsze byłem katolikiem, białym i heteroseksualnym, co samo w sobie już jest karygodne. Nie jestem członkiem żadnej mniejszości, więc nie mam prawa do tożsamości, bo miałoby to charakter faszystowski. Dla odmiany, jeśli ktoś jest pédé, jest czarny albo pochodzi z Magrebu – ma pełne prawo do swojej tożsamości. Skąd się to wzięło? Nie mam odpowiedzi i pozostaję pozbawiony przynależności państwowej. Nigdy w moim życiu nie głosowałem i jestem z tego dumny. Czuję, że jestem niczym, ponieważ zabrania mi się powoływać na własną historię i własną chrześcijańską spuściznę. Jestem z tych, którzy uważają, że Europa jest chrześcijańska i że Francja jest chrześcijańska. Bo jeśli nie – to jest niczym, jest już tylko rodzajem audytorium dla obrońców praw człowieka i związkowców. I tyle!" (tłum. moje – R.)


To przemówienie Richarda Milleta przytaczam za MINUTE z 20 stycznia 2010.
Komentarz tygodnika jest krótki: "Jedno tylko słowo, Monsieur Millet – dziękujemy."
Powtórzę za nimi "Monsieur Millet, un seul mot: merci."