Romowie do Romy !
Roma locuta, causa finita?
Tym razem niekoniecznie. Nawet w słabo odpornej na imigrację Francji.
W Europie jest tylu Romów (niegdyś Cyganów), co Szwedów. Najwięcej, jak się wydaje, w Rumunii. A wydaje się - bo w przypadku Romów wszystko "się wydaje". Jeśli w dodatku komuś wydaje się, że Turcja jest w Europie, to może mu się wydawać, że Romów jest w Turcji tylko 300 tysięcy.
Albo 5 milionów.
Jeśli chodzi o o pochodzących z Rumunii Romów we Francji, to ich liczbę ocenia się na 15 tysięcy. Ich obecność w sferze publicznej przejawia się w nieprzyjemnym widoku ludzi żebrzących przy zastosowaniu odrażających technik - "używania" niemowląt (bez względu na pogodę) lub leżenia "na twarzy w pozycji wyciągniętej w poprzek chodnika", w kradzieżach wszystkich kalibrów, w praniu odzieży w stawach rybnych, w zamienianiu parków i parkingów w chlew, etc.
Uwaga, nie przyjmę skarg na mój język - salonowy on w tym momencie nie jest, ale adekwatny jest z pewnością.
Osoby o zwojach mózgowych szczególnie delikatnych mogą teraz przerwać lekturę, pooglądać sobie uderzające prawdą filmy pewnego uczciwego Rumuna tutaj: http://frizona.pl/temat/3916-Film-dokumentalny-Mali-z%C5%82odzieje-czyli-o-Cyganach-w-Europie, a pod adresem : http://pl.wikipedia.org/wiki/Romowie przeczytać (dopóki wolno) strzępy informacji, mówiące, że na przykład...
"...struktura przestępczości na Węgrzech czy we Włoszech jednoznacznie potwierdza stereotypy o romskiej przestępczości. Odsetek Romów w węgierskich więzieniach jest 25-krotnie wyższy niż odsetek pozostałych obywateli Węgier, natomiast we włoskich więzieniach – 7-krotnie wyższy",po czym wrócić do lektury i pomyśleć o mnie z ciepłą wdzięcznością.
Jedna z pierwszych możliwych reakcji może polegać na kontynuacji szorstkiego słownictwa pod adresem Układu z Schengen, który znosi kontrolę osób przekraczających granice między państwami członkowskimi. Zobaczymy za chwilę, że istnieją zjawiska, zachowania i poglądy znacznie groźniejsze od suchej litery układu. Tym bardziej, że układ za "obecność usprawiedliwioną" w nieswoim kraju uważa - jeśli się nie pracuje - pobyt nie przekraczający 3 miesięcy.
Bez względu na to, jakiej jest natury decyzja władz francuskich w sprawie stopniowego odsyłania Romów do krajów ich pochodzenia, oraz jaką rolę gra w niej czynnik elektoralny - poza nienawidzącymi własnego kraju lewakami, poza katolewicą, poza masochistami, poza damami z towarzystwa cierpiącymi na zbyt małą liczbę biednych (dames patronesses en manque de pauvres), poza amatorami organizacji pozarządowych "w celu jakimkolwiek" i bystrzakami, pragnącymi wypłynąć na powierzchnię bagna razem z metanem - otóż, poza "tym wszystkim", większość Francuzów chętnie by nieskłonnych do jakiejkolwiek rzetelnej pracy przybyszów pożegnała.
Problem w tym, że odsyłając ich dzisiaj wynajętymi samolotami i wtykając im wcale niemałe kieszonkowe, podatnik francuski w gruncie rzeczy funduje im wakacje. Romowie nie ukrywają zamiaru powrotu, ponieważ ich aktywność w krajach zachodnich jest bardzo intratna (patrz wspomniane wyżej filmy). Same zaś wakacje są przyjemne - transport lotniczy jest w jedną stronę darmowy, a trzystu euro na głowę dorosłą i stu euro na kędziorki dziecięce - żaden Rom w błoto nie rzuci. Zwłaszcza, że ta sama Francja tylko czeka, żeby na każdą próbę założenia jakiegokolwiek biznesu u siebie (w Rumunii) - wyłożyć dodatkowe trzy tysiące euro.
Wydawałoby się, że postawy Francji (a wkrótce prawdopodobnie Włoch czy Hiszpanii) z pozycji humanitarnych obrzucić kamieniami się nie da.
Istotnie - wydawałoby się.
Do ataku ruszył cały światowy obóz postępu, na czele z ONZ, organizacją służącą do … no właśnie - jeśli ktoś wie, niech się cieszy i sprawdzi przy okazji, co ze swoich podatków opłaca, jakie są tego koszty i jakie sukcesy (pomyśleć, że Dżyngis Chan, Attyla i inni łajdacy do prowadzenia wojen żadnej podobnej organizacji nie potrzebowali).
I gdyby postępowe ględzenie dobiegało wyłącznie z tradycyjnych megafonów światowej masonerii, z Unii Europejskiej czy innej Rady Europy - można byłoby wy... wykichać się na to wszystko tak, jak bez straty włosa od lat to czyni, wobec Rady Bezpieczeństwa i całego nowojorskiego budynku Narodów Zjednoczonych, światłość świata i natchnienie ludzkości, czyli państwo Izrael.
Kiedy jednocześnie, patatras, ktoś doradził Jego Świątobliwości Papieżowi Benedyktowi XVI zabranie głosu i krytykę polityki francuskiej. Nawet jeśli ta nieprzesadnie energiczna krytyka była przykryta woalką ogólności i jeśli zostało w niej tylko przypomniane, że trzeba być gościnnym wobec ludzi wszelkiego pochodzenia i że wszyscy są powołani do zbawienia, to papieskie wystąpienie niewiarygodnie ucieszyło wszystkich, którym było na rękę - zarówno przyjaciół, jak i najzaciętszych wrogów chrześcijaństwa, z samym papieżem na czele, a ich radosne podskoki jak się zaczęły, tak trwają.
Znakomity polityk z Frontu Narodowego, prof. Bruno Gollnisch zareagował na papieską wypowiedź ze zrozumiałym chłodem:
"Papież w tej sprawie nie powołał się na dogmat o nieomylności. Myślę, że Romowie powinni zainstalować się w Rzymie, na Placu Świętego Piotra, a potem pogadamy."Bardzo dla odmiany gorliwi i dosłowni zrobili się niektórzy francuscy hierarchowie. Gdyby nie ich występy w ramach dialogu z judaizmem i innych podobnych sprawach, to przeciętny katolik, tak jak ja praktykujący swoją wiarę w niedzielę w kościele, a w pozostałe dni - w duszy, mógłby zapomnieć, że istnieją.
Na najwyższą wysokość w tej konkurencji wybił się arcybiskup Tuluzy, Monseigneur Robert Le Gall, którego można obejrzeć na powyższym obrazku. Abp Le Gall pozwolił sobie porównać zwrot do adresata rumuńskich i bułgarskich Romów do losu francuskich Żydów podczas II wojny światowej. Co więcej, przed tysiącami pielgrzymów w Lourdes, Robert Le Gall tak się rozczulił, że odczytał wstrząsający list swojego poprzednika, Jules-Géraud Saliège, z 13 sierpnia 1942 w sprawie Żydów przewidzianych do deportacji, a zgromadzonych w dwóch obozach w strefie Vichy.
Efekt przemówienia arcybiskupa przeszedł wszystkie oczekiwania, a zwłaszcza jego samego. Odrzucił wspomnianą paralelę rząd francuski, w szczególności w osobie wciąż popularnego premiera François Fillona, katolika jawnie praktykującego. Premier tak podsumował arcybiskupie uniesienia:
"Jest to poważny błąd (une faute grave), jest to przewinienie wobec Historii i jest to przewinienie wobec Żydów".
Być może, zdanie premiera jakoś by arcybiskup strawił i zapomniał, ale szaty rozdarła … sama pokojowa nagroda Nobla w osobie Elie Wiesela. I już nie ma takiego kolana ziemskiego, które by się nie zatrzęsło i nie zachybotało. Według Wiesela, wszelkie porównanie deportacji Żydów z wydaleniami Romów jest "niedopuszczalne". Tych Romów, jak powiedział Wiesel, "wysyła się przecież do Rumunii i na Węgry, a nie do Auschwitz".
I powiedział słusznie.
Dla odmiany, w drgawki popadł żydowskiego i "socjalistycznego" pochodzenia minister spraw zagranicznych Francji, Bernard Kouchner. Najpierw nakrzyczał na potępiający francuskie praktyki raport ONZ, ale potem połapał się we własnych niespójnościach i wyznał, że rozważał dymisję, oraz że "kłamałby i przeczył swojemu życiowemu powołaniu, gdyby powiedział, że cały hałas wokół Romów sprawia mu przyjemność".
Jak się skończy, czy też raczej - jak się zacznie regulacja sprawy Romów w europejskiej rzeczywistości i mentalności - trudno przewidzieć. Coś mi jednak mówi, że w Europie mamy do czynienia z powrotem zdrowego rozsądku, i że nieśmiało powraca do praktyk społeczno-politycznych przewaga człowieczego ducha nad masońską literą.
Co z pewnością bardzo denerwuje Antychrysta.
Tego z Brukseli, tego z Nowego Jorku, a nawet tego gówn..., pardon, niewielkiego, który kazał ściągnąć krzyż z Rysów.
Ale ta historia nie dotyczy już bezpośrednio Romów, tej dumy pracującej ludzkości, w stanie permanentnej wędrówki.