9 maja 2016 papież Franciszek udzielił wywiadu dwóm przedstawicielom La Croix, francuskiego kato-lewicowego dziennika, żyjącego Soborem Watykańskim II. Na lewo od La Croix, można znaleźć dwie dalsze oazy postępu w postaci Golias Hebdo i Golias Magazine (przy których La Croix, Tygodnik Powszechny i katolickie półki Gazety Wyborczej to esencja katolickości, nieledwie spod znaku Torquemady i autorów "Młota na czarownice").
Zgodnie z formułą wywiadu, Guillaume Goubert i Sébastien Maillard stawiali pytania, a papież odpowiadał. Tekst wywiadu można znaleźć na stronie internetowej La Croix pod adresem "EXCLUSIF Interview avec le pape François : l’intégralité".
Z mojej strony pozwolę sobie na przetłumaczenie tekstu wywiadu oraz kilka komentarzy, ostrożnych i możliwie wolnych od emocji.
Pora nadmienić, że w zwracaniu się do papieża, wysłannicy pisma ograniczają się do grzecznościowego zwrotu "vous", odpowiadającego polskiemu "proszę pana". Trzymają się więc z daleka od tradycyjnej etykiety i zwrotów w rodzaju "Ojcze Święty" albo "Wasza Świątobliwość". Umieszczam ich tym samym na jednym poziomie z rabinem Joskowiczem, który, grożąc Janowi Pawłowi II palcem, wsławił się tekstem "Proszę, aby pan papież dał wezwanie do swoich ludzi, by także ten ostatni krzyż wyprowadzili z tego obozu." Volenti non fit iniuria, więc pytań dziennikarzy świadomie z "pana papieża" nie odplamię.
Kwestia integracji migrantów
La Croix :
W pańskich wypowiedziach o Europie, wspomina pan "korzenie" kontynentu, nigdy nie kwalifikując ich jednak jako chrześcijańskie. Definiuje pan europejską tożsamość jako "dynamiczną i multikulturową". Czy według pana wyrażenie "korzenie chrześcijańskie" jest niestosowne?
Papież
Franciszek:
Należy mówić o korzeniach w liczbie mnogiej, bo też jest ich wiele. W tym sensie, kiedy mówi się o korzeniach chrześcijańskich Europy, ich wydźwięku się lękam, bo może on być wyrazem triumfalizmu lub mściwości. A to podpada pod kolonializm. (...) Owszem, Europa ma korzenie chrześcijańskie i obowiązkiem chrześcijaństwa jest te korzenie podlewać, ale w duchu służby, w postaci obmywania nóg. Erich Przywara, wielki nauczyciel Romana Guardiniego i Hansa Ursa von Balthasara, tak nas poucza: "Wkład chrześcijństwa do każdej kultury jest wkładem Chrystusa myjącego nogi, to znaczy służby i ofiary życia". Nie powinien to być wkład o cechach kolonializmu.
Mój
komentarz:
Ton
jest dany. Tymczasem z Argentyny, a więc z
pewnego oddalenia, powinno być
lepiej widoczne, jaką
rolę w historii chrześcijaństwa
odegrała Europa (wraz z całym
basenem Morza Śródziemnego
- Mare Nostrum) i, z drugiej strony, co chrześcijaństwo
Europie przyniosło. Zadaniem
chrześcijan jest niesienie Ewangelii,
który to
proces nie
ma w sobie nic z kolonializmu. Nie
widać przy tym powodu, aby poprzedzały
go zabiegi
z zakresu higieny nóg
i całowania
pogan obu płci
po stopach. Co do "ofiar z życia", to, statystycznie
biorąc, współczesna osoba duchowna, zwłaszcza z wyższych
kościelnych sfer, nie ryzykuje
zbyt wiele w porównaniu do misjonarzy
sprzed wieków.
*
* *
La Croix :
La Croix :
16 kwietnia przywiózł pan ze sobą do Rzymu uchodźców z wyspy Lesbos. Był to gest o wielkiej wadze. Czy jednak Europa jest w stanie przyjąć wielką liczbę migrantów?
Papież
Franciszek:
Pytanie słuszne i roztropne, bo nie można szeroko otwierać drzwi w sposób nieracjonalny. Prawdziwym jednak pytaniem jest, dlaczego jest dzisiaj tak wielu migrantów. U źródła problemu znajdują się wojny na Środkowym Wschodzie i w Afryce, oraz niski rozwój kontytentu afrykańskiego, prowokujący głód. Nie byłoby wojen bez producentów broni, a zwłaszcza handlarzy bronią. Nie byłoby bezrobocia, gdyby nie brak inwestycji. To wiąże się z szerszym zagadnieniem światowego systemu ekonomicznego, który popadł w idolatrię pieniądza. Ponad 80 procent wszystkich bogactw jest w rękach 16 procent światowej populacji. Prawdziwie wolny rynek nie funkcjonuje. Rynek jest rzeczą potrzebną, ale nie może się obejść bez wsparcia ze strony państwa, zdolnego kontrolować i harmonizować. Nazywa się to ekonomią socjalną rynku.
Ale wróćmy do migrantów. Najgorszym rozwiązaniem jest ich gettoizacja, podczas gdy powinni być integrowani. W Brukseli terrorystami byli Belgowie (dzieci migrantów) mieszkający w getcie. Nowy burmistrz Londynu, muzułmanin, złożył przysięgę w katedrze i zostanie przyjęty przez Królową. Widzimy, że Europa jest zdolna integrować. Przychodzi mi na myśl Grzegorz Wielki, papież z lat 590 – 604, który negocjował z barbarzyńcami, co zakończyło się ich integracją. Integracja jest tym bardziej ważna, że Europa wyludnia się na skutek egoistycznej pogoni za dobrobytem. Instaluje się w niej próżnia demograficzna.
Mój
komentarz:
Tutaj
papież Franciszek pozwala sobie na
nonszalancję w tak ważnej
dla Europy
kwestii jak integracja nowoprzybyłych.
Tak się składa, że integracja
wymaga zgody obu stron.
Gett nie
tworzy kraj zapraszający, tylko przybysze i to
oni sami nie chcą się poddać
integracji, ani łagodnej, ani
radykalnej. Z trzech głównych rodzajów
integracji, asymilacji, "tygla
narodów" i pluralizmu, nie
sprawdził się żaden.
Asymilacji
(przyjęcia
kultury miejscowej)
imigranci sobie po prostu nie
życzą. Tzw.
tygiel narodów,
tj.
integracja kulturowa różnych grup
etnicznych,
istnieje
wyłącznie
w publikacjach lewicujących socjologów i w
rojeniach
polityków, potulnych
wobec rządu światowego. Co
zaś się tyczy proroków pluralizmu,
czyli "trwałego
pokojowego współistnienia
niezależnych i równouprawnionych
grup etnicznych",
to należałoby
nimi tak długo
potrząsać, aż
skonstatują,
że ich
pluralizm
zawsze kończy
się ostatecznym zwycięstwem grupy najbardziej agresywnej
i bogatej w kobiety o permanentnie
ciężarnych brzuchach. Jeśli taką
grupę animuje w dodatku nietolerancyjna religia, widząca
w reszcie
świata jedynie
psy
niewierne,
to chrześcijanin
nie będzie miał przed sobą wiele pociągających opcji -
albo da
się obrzezać i przyjmie islam, albo
pogodzi się z pozycją obywatela
drugiej kategorii
i będzie płacił
specjalny haracz za prawo do życia,
albo wreszcie zdąży,
z
niepoderżniętym
gardłem,
uciec do
Ameryki (pod
rządami Donalda Trumpa).
* * *
La Croix :
Obawy przed imigracją biorą się z lęku przed islamem. Czy ten strach jest, pańskim zdaniem, uzasadniony?
Papież
Franciszek:
Nie sądzę, żeby istniał dzisiaj strach przed islamem jako religią. Istnieje natomiast strach przed Daeszem i jego podbojami, znajdującymi częściowe uzasadnienie w islamie. Jest prawdą, że idea podboju wyrasta z samego ducha islamu. Ale podobnie, jak ten nakaz podboju, moglibyśmy interpretować Ewangelię według św. Mateusza, w której Jezus wysyła uczniów do wszystkich narodów.
Mój
natychmiastowy
komentarz:
Ma
się ochotę zapytać, na jakiej planecie jest położony hotel
Świętej Marty i czy
stoi w nim telewizor. Co
się tyczy ostatniego zdania, to jest tajemnicą papieskiej logiki
umieszczenie w jednej kategorii ewangelizacji
i krwawego podboju ziem dawnego
chrześcijańskiego Cesarstwa
Rzymskiego.
Papież
Franciszek (kontynuacja):
W obliczu aktualego terroryzmu islamskiego, wypadałoby się zastanowić nad metodami eksportu zachodniej demokracji do krajów rządzonych silną ręką. Na przykład do Iraku. Albo do Libii, z jej strukturą plemienną. Bez liczenia się z lokalną kulturą sprawowania władzy nic się nie da zrobić. Pewien Libijczyk tak to niedawno ujął: "Dawniej mieliśmy Kaddafiego, a teraz mamy pięćdziesięciu Kaddafich".
Mój
natychmiastowy
komentarz:
Jak
dotąd, analiza trzeźwa i ręce składają się do oklasków.
Papież Franciszek (kontynuacja):
W rzeczywistości koegzystencja chrześcijan i muzułmanów jest możliwa. Pochodzę z kraju, w którym jedni i drudzy współżyją w zgodzie. Muzułmanie adorują Marię Dziewicę i św. Jerzego. W jednym z krajów afrykańskich opowiadano mi, że dla uczczenia Jubileuszu Miłosierdzia, muzułmanie stali w długiej kolejce do katedry, aby móc przekroczyć świętą bramę i modlić się do Marii Dziewicy. W Republice Środkowoafrykańskiej, przed wojną, chrześcijanie i muzułmanie żyli razem i będą musieli nauczyć się tego od nowa. Także Liban pokazuje, że jest to możliwe.
Mój
komentarz:
Papież
albo posługuje się przykładami krajów, w których pewna harmonia
ustalała się przez wieki (Afryka), albo mówi o krajach, w których
chrześcijaństwo było rozwinięte przed nadejściem islamu (Liban),
albo wreszcie daje przykład Argentyny, w której muzułmanie są w
ilości, nie wystarczającej do rozwinięcia zielonego sztandaru
Proroka (patrz rozdział "Islam - modus operandi" w moim
artykule "Całowanie Koranu? Znowu? Wciąż?", ze
stycznia 2015).
Nie
wspomina on natomiast ani słowem o sytuacji chrześcijan we
wszystkich krajach islamskich Bliskiego i Środkowego Wschodu, z
Turcją włącznie.
Państwo
powinno być
laickie
La
Croix :
Pozycja islamu we Francji i jej historyczna katolickość są u źródła powracającej kwestii: jakie powinno być miejsce religii w przestrzeni publicznej. Jaka miałaby być, pańskim zdaniem, dobra świeckość?
Papież
Franciszek:
Kraj powinien być świecki. Państwa wyznaniowe kończą marnie. Ustawiają się pod prąd Historii. Myślę, że laickość, wsparta solidnym prawem, gwarantującym wolność religijną, stwarza dobrą sytuację. Wszyscy jesteśmy równi jako dzieci Boga lub poprzez naszą osobistą godność. Ale jednocześnie każdy z nas powinien być wolny w uzewnętrznianiu swojej wiary. Jeśli muzułmanka chce nosić chustę, powinna mieć do tego prawo. Podobnie jest z katolikiem, pragnącym nie ukrywać krzyżyka. Powinno się móc wyznawać swoją wiarę nie poza kulturą, tylko w jej ramach. W tym sensie muszę się odnieść krytycznie do Francji, która w swojej laickości przesadza. Dzieje się to na skutek traktowania religii jako subkultury, a nie kultury w całej pełni. Obawiam się, że to podejście, które wydaje się być dziedzictwem Oświecenia, ma przed sobą dłuższy żywot. Francja powinna powoli, krok za krokiem, zmierzać w kierunku pogodzenia się z faktem, że otwartość na transcendencję jest prawem każdego człowieka.
Mój
komentarz:
A
więc, według papieża, państwa
wyznaniowe źle kończą. Żałuję, że dziennikarze nie poprosili
papieża Franciszka o rozwinięcie tej obserwacji.
Oprócz Watykanu, za
kraje wyznaniowe uważa się Maltę, Monako, Liechtenstein, Grecję,
Danię, Norwegię, Arabię Saudyjską,
Iran i Izrael. Żaden z tych krajów nie wydaje się być w stanie
upadku.
La Croix :
W jaki sposób, w państwie laickim, katolicy powinni bronić swoich przekonań w takich kwestiach społecznych, jak eutanazja czy małżeństwo osób tej samej płci?
Papież
Franciszek:
W tych sprawach miejscem do dyskusji, argumentowania i przekonywania jest Parlament. Jest to droga, pozwalająca społeczeństwu się rozwijać. Od momentu, kiedy prawo jest przegłosowane, państwo powinno respektować ludzkie sumienia. W każdą strukturę prawną powinna być wbudowana klauzula sumienia, która należy do praw człowieka. Powinna obowiązywać również urzędnika państwowego, który jest, jak każdy obywatel, osobą ludzką. Państwo musi ponadto respektować krytykę. Na tym polega prawdziwa laickość. Nie można lekceważyć argumentów katolików, odpowiadając im "Mówisz jak ksiądz".
Niewielkiej
części wywiadu, ściśle poświęconej sprawom Francji, nie będę
ani przytaczał, ani komentował; zawiera ona bowiem sporo nazwisk i
szczegółów, mogących zainteresować wyłącznie Francuzów i
specjalistów. Wspomnę tylko, że papież ze śmiechem wspomniał
Francję "jako córę Kościoła - pierworodną, ale
niekoniecznie wierną". Dodał, że dzisiejsza Francja stanowi
peryferium, wymagające ewangelizacji. Poruszył również sprawę
swojej przyszłej podróży do Francji, wymieniając jako jedno z
miast do odwiedzenia Marsylię i nazywając ją "drzwiami
otwartymi na świat" (W istocie, w konsekwencji tego "otwarcia",
Marsylia jest najbardziej niebezpiecznym miastem we Francji, o
szczególnie wysokim poziomie bandytyzmu i handlu narkotykami –
przyp. R.).
Oto ciąg dalszy wywiadu:
La Croix :
Kościół francuski przeżywa ostry kryzys powołań. Jak Kościół ma sprawować swoją misję z tak małą liczbą księży?
Papież
Franciszek:
Ciekawy przykład historyczny stanowi w tej kwestii Korea. Kraj ten był ewangelizowany przez chińskich misjonarzy, którzy powrócili do siebie. Następnie, przez dwa wieki, Korea była ewangelizowana przez osoby świeckie. Korea, ziemia świętych i męczenników, posiada dzisiaj Kościół mocny. Do ewangelizacji księża nie są więc konieczni. Chrzest daje ewangelizacji siłę. Otrzymany przy chrzcie Duch Święty zachęca człowieka do ruszenia w drogę i niesienia chrześcijańskiego przekazu z odwagą i cierpliwością.
To Duch Święty jest inicjatorem i motorem akcji Kościoła. Zbyt mało chrześcijan zdaje sobie z tego sprawę. Dla odmiany, niebepieczeństwem dla Kościoła jest klerykalizm. Jest to grzech, do którego potrzeba dwóch stron, coś jak do tanga. Księża chcą klerykalizować świeckich, a świeccy, w poszukiwaniu łatwizny, pragną być klerykalizowani. W Buenos Aires znałem wielu poczciwych proboszczów, którzy na widok zdolnego świeckiego, wołali "Zróbmy z niego diakona!". Tymczasem - nie, trzeba go zostawić w stanie świeckim. Zagadnienie klerykalizmu jest szczególnie ważne w Ameryce Łacińskiej. Jeśli pobożność ludowa jest tam silna, to dlatego, że stanowi ona naturalną, nieklerykalną inicjatywę świeckich. Księża nie potrafią tego zrozumieć.
Mój
komentarz:
"To
Duch Święty jest inicjatorem i motorem akcji Kościoła"
– powiada papież. Czy
aby wszystkich akcji?
Przerażony Paweł VI wołał: "Odnosimy
wrażenie, że przez jakąś szczelinę, wdarł się do Kościoła
Bożego swąd szatana" i
chciałoby się zapytać, co w posoborowych dziejach Kościoła było
i jest dziełem Ducha Świętego, a co owocem
"dymów
szatańskich".
* * *
La Croix :
Kościół we Francji, a szczególnie w Lyonie, jest ostatnio ostro atakowany w związku z dawnymi aktami pedofilii. Jak Kościół powinien na to reagować?
Papież
Franciszek:
Nie jest rzeczą łatwą osądzać wydarzenia zaszłe dziesiątki lat wcześniej i w innym kontekście. Ówczesna rzeczywistość nie zawsze jest dla nas przejrzysta. Ale w Kościole nie powinno być w tej sprawie przedawnienia. Przez swój występek kapłan niszczy dziecko, podczas gdy jego powołaniem jest prowadzenie tego dziecka do Boga. Taki kapłan sieje zło, urazy i cierpienie. Tak jak to stwierdził Benedykt XVI, tolerancja w tej sprawie powinna być równa zeru. Z tego, co wiem, kardynał Barbarin przedsięwziął w Lyonie wszystkie konieczne środki. Jest to misjonarz odważny i kreatywny. Pozostaje teraz czekać na wynik postępowania przed sądami cywilnymi.
La
Croix :
Zatem kardynał Barbarin nie powinien podawać się do dymisji?
Papież
Franciszek:
Nie. Byłby to bezsens i nieostrożność. Zobaczymy, jakie będą konkluzje procesu cywilnego. Dzisiaj byłoby to aktem przyznania się do winy.
Mój
komentarz:
Znakomita
postawa papieża.
Posługując
się wykopaliskami z Lyonu, gadzinowe
(a więc
prawie wszystkie)
publiczne media francuskie wznowiły ostrą kampanię antykościelną.
Nagle, dziwnie równocześnie,
paru osobników przypomniało sobie, że kilkadziesiąt
lat temu było przedmiotem swawolnych poczynań ze strony księdza.
Tajemnica musiała być dla nich
tak ciężka do niesienia,
że trzeba było lat,
aby osiągnęli
zdolności wykrztuśne, tyłem lub przodem do kamery. Kardynał
Barbarin objął stanowisko prymasa i
arcybiskupa Lyonu w roku
2002, grubo po wydarzeniach.
Łatwo zgadnąć, że musiał się ciężko narazić obozowi postępu
i kręgom LGBT, kiedy wielokrotnie brał udział w demonstracjach w
obronie życia i przeciw aborcji, a ponadto – szczyt wszystkiego –
kiedy jako
jeden z nielicznych francuskich hierarchów brał
udział w ulicznej demonstracji
przeciwko "małżeństwom" homoseksualnym.
Pedofilia
w Kościele Katolickim ma mniejszy wymiar niż na przykład pedofilia
i pederastia wśród rabinów czy
w środowiskach świeckich (zatem
również wśród
dziennikarzy i
polityków), ale też
prawda
nie wydaje się być
królową
cnót dziennikarskich.
Lefebvryści
La Croix :
W kwietniu przyjął pan biskupa Bernarda Fellay'a, przełożonego generalnego Bractwa św. Piusa X. Czy powrót lefebvrystów do Kościoła jest od nowa rozważany?
Papież
Franciszek:
W Bueons Aires zawsze z nimi rozmawiałem. Byłem przez nich pozdrawiany i na klęczkach proszony o błogosławieństwo. Uważali się za katolików. Kochali Kościół. Biskup Fellay jest człowiekiem, z którym dialog jest możliwy. Nie jest to cechą kilku innych postaci, co nieco dziwnych jak biskup Williamson, albo tych, którzy się zradykalizowali. Zgodnie z moją formułą z czasów argentyńskich, wciąż uważam, że lefebvryści są katolikami w drodze do pełnego zjednoczenia. W czasie aktualnego Roku Miłosierdzia, doszedłem do przekonania, że powinienem upoważnić ich spowiedników do wybaczania grzechu aborcji. Za ten gest mi podziękowali. Przede mną, Benedykt XVI, którego oni obdarzają wielkim szacunkiem, zliberalizował mszę według rytu trydenckiego. Dialog jest udany i robimy dobrą robotę.
Mój
komentarz:
Czy
papież
Franciszek nie jest
w
stosunku do
Tradycji zbyt łaskawy?
"Msza trydencka", czyli Msza Święta w tradycyjnym
(klasycznym) rycie rzymskim, a,
jak ją nazwał św.
Pius V, Msza Święta Wszechczasów,
została wprowadzona jako jednolity obrzęd Mszy dla całego Kościoła
rzymskiego na polecenie Soboru Trydenckiego z
lat 1545-1563 (patrz
Msza Trydencka).
Niech Czytelnik
nastawi teraz uszu: Sobór Watykański
II potwierdził po długich dyskusjach teologiczną zasadę
utrzymania języka łacińskiego w obrządku rzymskim i dopuścił
język narodowy jedynie w sensie wyjątku od
ogólnej zasady.
W wyniku działań
"wpływowych
grup"
doszło następnie do szalbierstwa – otóż "ta zasada została
natychmiast praktycznie odrzucona przez dokonaną reformę, gdyż
wyjątek stał się regułą" (ponownie
Msza Trydencka).
Może to zabrzmi jadowicie, ale wrodzony
pesymizm szepce mi do ucha, że posoborowi papieże w niedługim
czasie wykanonizują się nawzajem do
ostatniego, podczas
gdy z Watykanu snuje się dym apostazji, ze szczególną
gęstością
wokół zalecanej rezygnacji
z nawracania żydów. A przecież
On ich
nawracał i tę misję powierzył
swojemu Kościołowi
w słowach:
"idźcie i nawracajcie wszystkie
narody".
Wszystkie!
La
Croix :
Czy jest pan gotów przyznać lefebvrystom status prałatury personalnej?
Papież
Franciszek:
Nie można tego wykluczyć, ale trzeba uprzednio zawrzeć z nimi umowę natury fundamentalnej. Sobór Watykański II ma swoją wartość. Posuwamy się powoli, z cierpliwością.
Synod w sprawie Rodziny
La
Croix :
Zwołał pan dwa synody w sprawie Rodziny. Czy w pańskiej opinii, ten długi proces odmienił Kościół?
Papież
Franciszek:
Ten proces zaczął się w lutym 2014 od konsystorza, z inicjatywy kardynała Kaspera, i trwał - poprzez Synod nadzwyczajny w październiku i późniejszy rok refleksji – aż do Synodu zwyczajnego. Sądzę, że wszyscy wyszliśmy z tego procesu odmienieni. Ja również. (…) Nie da się znaleźć szczegółowych zaleceń kanonicznych w kwestiach, co wolno i co powinno się zrobić, a co nie. W odniesieniu do takich problemów jak piękno miłości, wychowywanie dzieci czy przygotowanie do małżeństwa, wszelkie refleksje powinny być prowadzone w nastroju pogodnym i mieć charakter pokojowy. Powinno się położyć nacisk na odpowiedzialność, a ta powinna znaleźć oparcie w wytycznych, kierowanych do świeckich przez Radę Papieską.
Ogólnie rzecz biorąc, powinniśmy zastanowić się nad prawdziwą synodalnością katolicką. Biskupi są cum Pietro, sub Pietro, czyli "z papieżem i pod papieżem". W tym różnimy się od synodalności ortodoksyjnej i greko-katolickiej, w której patriarcha dysponuje jednym głosem. Sobór Watykański II podał ideał wspólnoty synodalnej i episkopalnej. Trzeba go wzmocnić również na poziomie parafialnym, na którym wiele pozostaje do zrobienia. Są parafie, w których nie ma ani rady duszpasterskiej, ani rady ekonomicznej, podczas gdy prawo kanoniczne je do tego zobowiązuje. W tym także zawiera się synodalność.
Mój
komentarz:
W
tym ostatnim punkcie, prowadzący wywiad Goubert i Maillard mieli
zapewne
nadzieję na odpowiedź mniej okrągłą. Podziały na Synodzie były
niesłychanie głębokie i doszło
prawie do buntu biskupów
w takich kwestiach, jak komunia dla ludzi rozwiedzionych i sakrament
małżenstwa dla homoseksualistów. Moim zdaniem, oba tematy zostały
przez postępowych hierarchów zgłoszone w
duecie, tak
aby w cieniu słusznego mógł się
prześliznąć temat skandaliczny.
Nie można jednak
wykluczyć, że ten drugi, paskudny,
zaistniał wyłącznie po to, aby pierwszy mógł pozostać na placu
boju i wywołać powszechne westchnienia
ulgi, że w chrześcijaństwie jeszcze
nie nadszedł czas Sodomy.
Na
koniec…
O
Franciszku mówi się
we Francji "Papież sprzeczności"
(Le Pape des contraires).
Z jednej strony, Franciszek
zdążył już, pytany o
homoseksualistów, żachnąć się "a
kim ja jestem, żeby sądzić?",
a z drugiej - uznał
wyższość sumienia nad literą. Nie mieści się w żadnym pudełku.
Mam wrażenie, że papież Franciszek
otwiera drzwi do jakiejś
nowej chrześcijańskiej rzeczywistości,
ale (jeśli
przypadkiem nie
bierze udziału w czymś bardzo niepokojącym),
jest tak "niepozbierany",
że przekraczając te otwarte drzwi, może
rozwalić
futrynę, a
potem szczerze się zdziwić,
że na idących za nim zwaliło
się sklepienie, a
reszta orszaku uciekła
z krzykiem we wszystkich możliwych kierunkach.