Czy "pierworodna córa Kościoła" przeżyje?
AFP
Eric Feferberg
|
Nie
ma przypadków, są tylko znaki - miał
powiedzieć ksiądz Bronisław Bozowski.
Kto wie, może cierpliwość
Najwyźszego, ta o starotestamentowym
wymiarze, wyczerpała się.
Straszny znak nadszedł w momencie,
kiedy zarówno Paryż,
jak i cały łańcuch
światowych metropolii, obrośniętych
wrzodami pychy i filozoficznej samowystarczalności
spod znaku Mammona i Sodomy, osiągnął
stadium niemożliwe do zniesienia.
Jak
zawsze, raz na rok, w atmosferze ogólnej
tymczasowości i w pędzie
do "nie wiadomo czego"
nadszedł Wielki Tydzień.
Kryzys Kościoła Katolickiego przybrał
rozmiary apokaliptyczne. Jego opis powtarza
się we wszystkich mediach, drwi z niego
wszystko, co śmierdzi siarką, z
Charlie Hebdo na czele, a diabeł
ma wrażenie stabilności i bezpieczeństwa, kiedy tak stoi
z jedną nogą na dogorywającej, jak mu
się wydaje, Instytucji.
Dzisiaj, po
posoborowej serii
"wielkich"
reformatorów Kościoła, jeszcze nie do
końca wzajemnie wykanonizowanych, żyje
rówolegle dwóch papieży, z których starszy
wydaje się przerażony, a
młodszy
"dzikie
wyprawia swowole". Może sobie
jak dotąd
na to pozwolić,
bo jest
otoczony tłustą warstwą purpury, po
części chorej, a
w całości wyznającej kult Świętego Spokoju.
Wielki
Tydzień 2019...
Ledwie
papież Franciszek
przestał zajmować się w Kairze i
Rabacie ustalaniem reguł bezpiecznego
współfunkcjonowania religijnych
butików (w
których każdy, bez strachu przed Jehową, Allahem czy
Bogiem w Trójcy Jedynym, mógłby bez
ryzyka dokonać
duchowych
zakupów),
ledwo Franciszek oderwał
usta od butów
czarnych ministrów z
Południowego Sudanu, a już jego urzędnicy wszystkich
szczebli będą w Wielki Czwartek myć
nogi starym i młodym kobietom, małolatom i paru samcom,
koniecznie
z jednym Murzynem
w składzie. Tak
będzie co najmniej we Francji. Kto
nie lubi świętoszkowatego ględzenia,
niech nie
pyta żadnej ze stron o
o celowość tych
gestów i ich związek
z aktem Chrystusa w czasie Ostatniej Wieczerzy.
Tyle
naprędce.
Moment
jest dramatyczny.
Czy
pierworodna córa Kościoła wstanie z dymiących szczątków,
odmłodzona i na nowo silna?
A katedra Notre Dame de Paris?
Co
będzie z tym domem Bożym od dziewięciu wieków, jednym z największych światowych symboli chrześcijaństwa i wielkim zabytkiem?
Czas
pokaże różne rzeczy. Rzeczy
o naturze czystej i nieczystej, rzeczy
wzniosłe i urągające człowieczej godności. Dojdzie
do ogromnej hojności ludzi drobnych i faryzejskich wrzasków
ofiarodawców
bogatych. Wydzierała
się będzie w mediach masoneria,
bo Dzieci Wdowy zrobią wszystko, żeby
dopilnować wszczepienia w odbudowę swoich duchowych i materialnych detali.
Sumienia i kieszenie wpływowych ludzi, niegdyś katolików, poruszą
się w świadomym lub podświadomym pragnieniu jakiegoś
zadośćuczynienia i będzie to jeden z wielu pozytywnych efektów
strasznego ostrzeżenia.
Jeśli
jednak nie dojdzie do poważnego wstrząsu wewnątrz instytucji
Kościoła i w milionowych duszach katolików
"szeregowych", to jaki większy kataklizm mógłby wybrać
Stwórca, żeby uratować jeśli nie wszystko, to przynajmniej to, co
się uratować jeszcze da?