La vraie éloquence consiste à dire tout ce qu’il faut, et à ne dire que ce qu’il faut. (La Rochefoucauld)
Prawdziwa elokwencja polega na tym, żeby powiedzieć wszystko co trzeba i nie więcej niż trzeba.



9 lipca 2010

Jak od rana płynie Sekwana (6)

   
No z tymi Francuzami we Francji już wytrzymać nie można, tyle tego tu jeszcze !


Wakacje skończone, ostatni sezonowi goście pożegnani - czas rozejrzeć się po douce France i zdać sprawę.

Postaram się nie rozpraszać uwagi na muchy i pozostałe owady proweniencji pozafrancuskiej. Machnę packą raz tylko. Oto mąż polityczny Jarosław Gowin udzielił wywiadu Onetowi.pl, a ja nie miałem nic lepszego do roboty, jak w te jego mądrości wstąpić:
"- Pan w trakcie prawyborów w PO stanął po stronie Radosława Sikorskiego, a nie Bronisława Komorowskiego. Żałuje pan, że nie mamy prezydenta Sikorskiego?

- Para prezydencka Radosław Sikorski i Anne Applebaum to byłby przełom w sposobie postrzegania Polski na świecie. W tym sensie żałuję, że Sikorski nie wygrał prawyborów i nie został głową państwa. Decyzja partii była inna, później została potwierdzona wolą narodu i dzisiaj cieszę się, że Bronisław Komorowski został wybrany na prezydenta."
In vitro veritas, stwierdzam i hop, packa na półkę, … jestem wolny i swawolny.
Swawolny, bo mam dobre wiadomości. Postępy w zaludnianiu Europy nowym elementem ludzkim, na którym nie spoczywa cień wypraw krzyżowych, Świętej Inkwizycji i całej masy takich wynalazków jak demokracja czy teoria kwantów, dokonują się każdego dnia, nieprzerwanie i dyskretnie. Staję tyłem i chylę czoła przed promotorami tego importu zdrowych ludzi na chory kontynent - wszak pozostają oni chwalebnie dyskretni, pozostawiając bęben i trąbkę w rękach przeróżnych intelektualistów lewicowych, czyli, krótko mówiąc, intelektualistów.



Niech mi nikt nie śmie zarzucić, że przyznaję procesowi wymiany populacji zbyt dużo miejsca w swoich raportach znad Sekwany. Czyż nie z Francji wołał Norwid "Bo nie po to jest światło, by pod korcem stało" ? Jeżeli więc rząd światowy postanowił swoją lampę zapalić, to przy dynamie nie powinno zabraknąć żadnego kraju!
Do rzeczy więc!
Aux armes citoyen Rozpuszczalnik!
 
Jeśli cel jest wielki, to entuzjazm jest proporcjonalny. A jeśli cele są dwa, to entuzjazm jest dodatkowo podwojony. Kto ma wątpliwości, niech zerknie na obraz Delacroix, gdzie zsunięta koszulka eksponuje i rozmiar i liczbę.
 
 
Wyszukanie ilustracji do tytułu kroniki nie zabrało mi dużo czasu. Zajrzałem do ostatniego numeru Minute, z dnia 7 lipca 2010, i od razu przystąpiłem do przekładania radosnej lewitacji na kładkę łączącą lekkie z pożytecznym, a potem na most prowadzący do mistrzostw świata w piłce kopanej.


Co ukazało się w Minute na dwu stronach, pod tytułem Quand la racaille s'abat sur les «bouseux» blancs ( "Kiedy hołota bierze się za białasów"), postaram się opowiedzieć krótko i węzłowato, z jak najmniejszą ilością węzłów:
 
Historia zaczęła się 6 września 2009, w położonej niedaleko Angers wiosce Clefs, liczącej 900 dusz, w ramach eliminacji do Pucharu Atlantyku. Oto na wiejskim stadionie, na wprost USC Clefs stanęła Asocjacja Młodych z Roseraie, czyli klub z liczącej sobie 17 tysięcy mieszkańców dzielnicy Angers. W dzielnicy tej, oprócz piłki nożnej uprawia się sport pod nazwą "podpalanie samochodów", a do jego większych sukcesów można zaliczyć podpalenie w listopadzie 2005 pięćdziesiątki samochodów i centrum handlowego.
 
Ledwie mecz się zaczął, jak doszło do prawdziwego skandalu. Wieśniactwo z USC Clefs pozwoliło sobie prowadzić 4 : 1.
Żadna ofiara francuskiego kolonializmu tego by nie zniosła, jakże więc miałby taką obrazę znosić jej potomek! Czy po to młodzi, grający w położonym o dwie "ligi" wyżej klubie, sławnym ze swoich żółtych i czerwonych kartek, zaparkowali swoje liczne BMW w jakiejś parszywej wiosce, żeby doznawać upokorzeń?
Goście chwytali się zrazu sposobów umiarkowanych - jeszcze przed meczem próbowali nawiązać przyjacielskie kontakty z burakami przez okrzyki w rodzaju "Gdzie są wasze traktory", albo "Za jedno koło z mojej fury mógłbym sobie kupić wasz klub", a potem ograniczali się do niewinnych prób połamania rolnikom nóg przez ostre wchodzenie korkami w mięso. Kiedy łagodność zawiodła, zabrali się za ostrzegawcze wyzwiska i plucie. A kiedy ostatecznie i te ich wysiłki pokojowe spełzły na niczym, wobec wyjątkowego braku subtelności ze strony miejscowych dyszli (orczyków, wiśni, chamów - no nie wiem już, jak ich nazwać), młodzi chwycili się ostatniego środka i w pięciu posadzili sędziego na metalowym kołku. Chodziło o próbę zasłużonego pozbawienia go jąder. Jak podał nazajutrz miejscowy dziennik, "jajowa" skóra sędziemu puścila i jedno jajo zwisło mu do poziomu o 10 cm niższego od wskazanego przez atlasy anatomiczne. A przecież zawodnicy z Roseraie ostrzegali arbitra za każdym razem, kiedy pozwalał on sobie na usuwanie któregoś z nich z boiska. Oryginał przyjętej formuły zachował się i brzmiał albo Nique ta mère fils de pute ("Pierdolę twoją mamusię, skurwysynu") albo T'es mort ("Już nie żyjesz").
 
Po czym rozżaleni goście opuścili boisko i wzięli się za porządne przywracanie równowagi w jej aspekcie społecznym, politycznym i historycznym. Okoliczni chirurdzy zamienili się po meczu w szwaczki - tyle mieli do szycia. Młodzi nie pozwolili sobie na jakąkolwiek dyskryminację płciową - walili, a potem deptali, co się nawinęło. Wystarczyło, żeby miało białą skórę. Nie uniknęła kary również młoda ciężarna - dostała kopa w podbrzusze i musiała zawracać głowę pogotowiu ratunkowemu.
 
Biali popisali się całkowitym brakiem zrozumienia słusznej walki młodych o godność i wezwali żandarmów oraz ambulansy. Jasne jest, że gościom w tej sytuacji nie pozostawało nic innego, jak poprzekręcać kluczyki w limuzynach i nie dopuścić do policyjno-sądowych prześladowań czarnych i szarych przez białych. Ledwie trener gości zdążył ponownie obiecać arbitrowi śmierć i porwać na strzępy protokół meczu, żeby uleciał z wiatrem skład osobowy piłkarskiej jednostki wyzwoleńczej.
 
Aktualne wiadomości są złe i dobre:


Złe, bo w grudniu 2009, Liga Atlantycka, zależna od FFF (Francuskiej Federacji Piłki Nożnej), zawiesiła 16 graczy i działaczy klubu Roseraie na 5 lat.
Dobre, bo mogła zawiesić dożywotnio.

Złe, bo wyrzuciła z Ligi klub AJ Roseraie.
Dobre, bo nic nie przeszkadza zawieszonym wojownikom zebrać się za 5 lat w nowym klubie.

Złe, bo walka narodowo-wyzwoleńcza piłkarzy i działaczy znajduje finał w sądzie.
Dobre, bo co jak co, ale budynek sądu jest doskonałym miejscem do złożenia skargi na białych rasistów.

A konkretnie, 1 lipca ośmiu zawodników zostało wezwanych do trybunału w Saumur. Na wezwanie odpowiedziało odważnie czterech. Z silnym postanowieniem nie wyrażania skruchy. W sądzie oskarżeni przekształcili się w oskarżycieli - "przecież to ich lżono rasistowsko, to ich opluwano, to ich bito".
Prokurator, aczkolwiek nieprawdopodobnie łagodny, wykazał się jednak większym przywiązaniem do litery niż do ducha i wobec ofiar białego terroru skandalicznie zażądał po roku pozbawienia wolności, bez zwyczajowego zawieszenia.
Wyrok ma zapaść 2 września.
Minute zakłada, że sędzia będzie miał, cyt. "jaja na miejscu"

Pożyjemy, zobaczymy.

Cóż innego nam pozostaje?
Zanim i do nas masowo zjadą potomkowie narodów uciskanych.
Ludzie którzy kiedyś nie kłaniali się kulom, a dzisiaj - nikomu.