Jak to sformułowal tego ranka mój nieulubiony dziennik Le Monde, Mariano Rajoy nie jest z tych, którzy dali sobie związać ręce obietnicami wyborczymi. Mówił rzeczy w rodzaju "Najlepsza polityka socjalna sprowadza się do tworzenia miejsc pracy i gwarantowania dobrej gospodarki".
Widać, że Rajoy nie lubi zamykać za sobą drzwi, zanim przez nie przeszedł. Nie o nim jednak będę pisał, bo nie ma powodu, żeby uważać, że liczba kretynów na metr kwadratowy w Hiszpanii jest większa niż liczba "młodych wykształconych z dużych miast" w Polsce. Co oznacza, że jego rządy mogą potrwać nie dłużej niż powinny i zakończyć się roztrwonieniem ewentualnego sukcesu. Odrobina nadziei zawiera się dla mnie w podejrzeniu, że w mediach hiszpańskich jest mniej Blumsztajnów, Smolarów i innych Najsztubów niż w naszych środkach przekazu, czyli że ćwierćinteligenci iberyjscy będą mniej skazani na pranie mózgów przez półinteligentów, sprytnych na krótką metę, a mądrych - na jeszcze krótszą.
Dzisiaj najważniejsze jest, że jakieś galaktyczne, czy raczej boskie tchnienie rozumu spłynęło na Hiszpanię i sprawiło, że na śmietnik wylecial Luis Rodriguez Zapatero, polityczny gigant (184 cm wzrostu), urodzony 4 sierpnia 1960 w lewicowej klatce pod znakiem zodiaku "Lew dyżurny". Zapatero pozostawi po sobie ruinę kraju nie tylko gospodarczą, ale i moralną, którą przewidziałem lata temu, a której, bez szczególnej znajomości hiszpańskiego, nadałem formułę
La revolución - la liberación de la fornicación.
Czytelnik przetłumaczy ją sobie z łatwością; zwłaszcza jeśli dodam, że la fornicación oznacza, z grubsza biorąc, "utrzymywanie relacji cielesnych z niewiastą lekkich obyczajów". Kusi mnie, żeby zacytować znacznie krótszą formę tego wyrażenia, autorstwa mojego krewkiego przyjaciela Maurycego, ale jego sformułowaniu daję odpór tym silniejszy, im bardziej jest ono trafne.
Jakkolwiek wielka nie byłaby moja radość z upadku Zapatero, z jego gębą stałego pacjenta przychodni gastrologicznej, to jednak znacznie większą wesołość wywołuje we mnie myśl, że jego zjazd po nieheblowanej desce źle wróży dla kierowników i klientów Socjaldemokracji K.... Polskiego i Litwy, oraz dla kuriozalnego ZOO pod dyrekcją osobnika z fotografii.
Czy jednak Szczuka, Nowicka, Grodzk(a), Biedroń, Miller & Co. mają wystarczająco subtelności i intuicji, aby pojąć, że korba doszła do najdalszego punktu i zaczyna wracać?
Tak czy inaczej, na razie: